czwartek, 1 października 2009

Wyjasnienie

Zdalam sobie sprawe, ze nie napisalam jeszcze, co ja wlasciwie bede robic w Indonezji i po co tu przyjechalam. Powinnam to byla zrobic na samym poczatku, ale nie wiedzialam jeszcze wtedy, czy ten caly wyjazd dojdzie do skutku i zwyczajnie nie chcialam zapeszac. Wiekszosc osob wie co mnie tu przywiodlo, ale dla porzadku postanowilam to wyjasnic.

Rok temu, kiedy przemierzalam las centralnego Kalimantanu w pogoni za gibbonami i orangutanami dotarlo do mnie, co tak na prawde chce w zyciu robic. W zasadzie, byl to bardzo dobry moment, swiezo co skonczylam studia i musialam zaczac myslec co dalej. Nie mialam pojecia, co bym chciala robic, wiedzialam tylko, czego na pewno robic nie chce, ale to nie wiele pomoglo. Nie zdecydowalam sie na studia doktoranckie, wiec trzeba bylo poszukac pracy. Szczesliwie nie mialam na to czasu po obronie magisterki, gdyz 3 dni pozniej bylam juz w samolocie do Indonezji. I tak sie to wszystko zaczelo...

Wspaniala natura, piekny las, a w nim olbrzymie bogactwo gatunkow, zarowno roslin jak i zwierzat. No i te orangutany, gibbony i makaki, nie moglam oderwac od nich wzroku. Wtedy olsnilo mnie, ze po to wlasnie studiowalam biologie. Po powrocie do domu zaczelam szukac pracy. Przez pierwszy miesiac wyszukiwalam w internecie wszelkie mozliwe projekty naukowe dotyczace malp. Szybko sie okazalo, ze wiekszosc takich wyjazdow to wolontariaty. Nie zrazilam sie jednak, w koncu trzeba najpierw zdobyc doswiadczenie, by moze kiedys, moc  w taki sposob zarabiac na zycie. Niestety ogloszen nie bylo duzo, a konkurencja olbrzymia. Po miesiacu poszukiwan stalo sie dla mnie jasne, ze nie bedzie tak latwo i trzeba rozejrzec sie za "normalna" praca. Z tym tez latwo nie bylo… Po pierwsze, nic nie wydawalo mi sie nawet w polowie tak atrakcyjne, jak bieganie po lesie i podgladanie dzikich zwierzat. Inna sprawa, ze kazdy kto skonczyl biologie (a nie np.: biotechnologie) i nie koniecznie marzy o nauczycielstwie, wie jak jest trudno znalezc zajecie zgodnie z wyksztalceniem. Gdy w grudniu znalazlam prace i przeprowadzilam sie do Warszawy myslalam, ze swoich marzen pewnie nie zrealizuje. Zima w miescie nie pomagala mi pogodzic sie z tym, jak zycie zweryfikowalo moje plany na przyszlosc. Brakowalo mi lasu i zwierzat. Zglosilam sie na wolontariat do warszawskiego zoo. Spedzalam tam kazdy weekend, a pozniej takze popoludnia. Pracowalam oczywiscie w malpiarni. Nie da sie ukryc, ze to jednak nie to samo, co praca w terenie z dzikimi, wolnymi zwierzetami. Kiedy juz prawie oswoilam sie ze stanem rzeczy, zaakceptowalam je i staralam z calych sil polubic, wtedy przyszla wiosna, a wraz z nia potencjala mozliwosc ponownego wyjazdu do Indonezji.

Wyslalam zgloszenie, przeszlam rozmowe kwalifikacyjna i zaproponowano mi udzial w projekcie. Mialam wyjechac na Sumatre, by tam uczestniczyc w badaniach nad makakami jawajskimi (Macaca fascicularis). Zgodzilam sie bez wahania. W koncu tak dlugo na to czekalam. Czy mialam watpliwosci? Pewnie, setki. W koncu musialam zostawic wszystko w takim momencie, kiedy wlasnie zaczelo sie ukladac. Jednak z calym szacunkiem dla stolicy, w porownaniu z Sumatra, nie miala najmniejszych szans. Poza tym jak nie teraz, to kiedy?

Jeszcze przed wyjazdem zaczelam dluga procedure uzyskania wszelkich niezbednych pozwolen by bez problemu moc dolaczyc do projektu. Co oczywiscie nie poszlo tak gladko (niektorzy byli tego naocznymi swiadkami , wiec  wiedza o czym mowie) i ciagnelo sie jeszcze przez 3 tygodnie po moim przyjezdzie. Malo tego, miala byc Sumatra, a jestem przeciez na Sulawesi. To tez wina/zasluga tutejszej biurokracji. Zarowno ja, jak i Cédric, z ktorym bede pracowac, musimy jeszcze poczekac na zezwolenie, zeby moc prowadzic badania w Aceh, w stacji badawczej Ketambe. Prawdopodobnie bedziemy mogli je rozpoczac w polowie listopada (jesli wszystko pojdzie sprawnie, a to sie tu rzadko zdarza:)). Niestety zdazylam pozamykac swoje sprawy w Polsce, zanim jeszcze otrzymalam informacje, ze projekt rozpocznie sie pozniej, niz bylo to zalozone. Cédric, wiedzac o tym,  postaral sie, zebym te 2 miesiace mogla spedzic gdzie indziej, pracujac przy innym projekcie. I w ten wlasnie sposob trafilam do Tangkoko i dolaczylam do Macaca nigra Project. Co w konsekwencji uwazam za bardzo pozytywna komplikacje. Dzieki temu moge nauczyc sie,  zobaczyc i doswiadczyc wiecej, a o to przeciez chodzi :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz