czwartek, 17 grudnia 2009

Powrot do Palangki i kolejne pozegnania...

Po intensywnych kilku dniach wrocilam do Palangki. Zakwaterowalam sie tym razem w hotelu, tym samym co rok temu zreszta. Wieczorem Ari, Yudhi, Adul i Dewa przyjechali po mnie i wybralismy sie wspolnie na pozegnalna kolacje. Yudhi przy okazji zalatwil mi bilet lotniczy za super okazyjna cene. Do dzis nie wiem jak to zrobil. Na moje pytanie odpowiedzial, ze to sekret, usmiechajac sie przy tym w ten jemu wlasciwy, rozbrajajacy sposob.

Po kolacji Dewa i Adul wrocili do wioski, Ari i Yudhi zostali ze mna, bo jakos nie moglsmy sie rozstac. Zaprosilam ich na kawe do hotelu. Jednak po godzinie i Yudhi musial wracac. Zostalam z Arim. Przegadalismy pol nocy, a i to bylo za malo. Ari zapowiedzial, ze jesli nie mam planow na nastepny dzien, na czas przed wylotem, on oferuje sie mi ten czas zagospodarowac. Oczywiscie sie zgodzilam. Potem dowiedzialam sie, ze zerwal sie z pracy. Nie powiedzial mi, bo bal sie, ze sie nie zgodze i oczywiscie mial racje.

Rano pojechalismy za miasto, do miejsca, ktorego nazwy nie pamietam. Cos w rodzaju campingu, gdzie mozna zjesc dobry lunch i poczuc sie blizej natury. Popularne miejsce wypoczynku lokalnej ludnosci. Znajduje sie tam tez cos, w rodzaju mini zoo, ale to akurat nie jest zaleta tego miejsca. Nie w mojej opinii przynajmniej. o 13.00 Ari odstawil mnie na lotnisko. Tym razem musielismy sie juz pozegnac i znow nie bylo to latwe... Ale i tak sie ciesze, ze tu przyjechalam. Mimo, ze nie widzielismy sie rok, to nic sie nie zmienilo. Mysle, ze smialo moge powiedziec, ze mam tu super kumpli, jesli nie przyjaciol. I na pewno jeszcze tu wroce.


Yudhi oddaje w moje rece swoja nowa Suzuke.
I jak twierdzil nie bal sie o nia, choc do dzis nie wiem na jakiej podstawie :).


Ale slusznie, bo jak widac dalam rade.


Moj gang ;). Ta banda zabrala mnie na ostatnia wspolna kolacje.
Od lewej Dewa, Ari, Yudhi i Adul.
Pozegnanie nie bylo latwe, bede tesknic za chlopakami.
Mam nadzieje znow ich wkrotce zobaczyc.

Pyszna kolacja w doborowym towarzystwie.


Widok na Palangkaraye.



Ja i Ari. Wypad za miasto, w dniu mojego wylotu.


Tak powinien wygladac las w porze deszczowej.
To zdjecie nie przedstawia jednak pierwotnego lasu.
To tylko przydrozne zarosla. Kolor wody, przypominajacy herbate
z mlekiem, swiadczy o jej zanieczyszczeniu.
W lesie jej kolor jest brazowy, jak mocno zaparzona herbata bez dodatkow.
Nieststy z powodu przedluzonej pory suchej,
nie mialam okazji zobaczyc tego na wlasne oczy.

Camping, jakies 20 min jazdy od centrum miasta.
Popularne miejsce weekendowych wypadow.


Przykry widok. Nie moglam dopatrzec sie zadnego uzasadnienia,
dla trzymania tych zwierzat tutaj.
Zeby chociaz spelnialy role edukacyjna. Ale na klatkach brak
jakichkolwiek tabliczek informacyjnych.
Przychodzacy tu, nie wiedza nawet jakie gatunki zwierzat ogladaja.

Sun bear (Helarctos malayanus), nigdy nie udalo mi sie zobaczyc go w lesie.
Jeszcze jeden powod, zeby tu znow przyleciec :)


Pasah Asi, nic sie nie zmienil, nawet nie postarzal :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz