sobota, 19 grudnia 2009

ponownie w Bogor

W Sunset, jedno z niewielu miejsc, gdzie mozna wypic zimne piwo,
zjesc dobra kolacje, a wszystko to w przyzwoitej cenie
i z przyjemnym widokiem na Bogor.
Od lewej: Cédric, Felix i Karolina, ktora jak widac ma dystans do siebie :)
Foto by Marina.
W Sunset, z Marina.
Foto by Karolina lecz przynalezna do Mariny :).


Bogor. Z dachu centrum handlowego nie wyglada tak zle :)


Na specjalne zyczenie Maji, ktora publicznie domaga sie kolejnych relacji, postanowilam zebrac sie w sobie i opisac moje ostatnie przygody i dni spedzone w miescie :).
Dwa tygodnie temu wrocilam do Bogor. Cale szczescie wciaz jest tu Karolina i Marina, wiec powrot nie byl tak bolesny. Karolina wynegocjowala dla mnie pokoj w akademiku, w ktorym mieszka, za calkiem przystepna cene i tym sposobem zamieszkalam z dziewczynami. Wieczorem uczcilysmy nasze ponowne spotkanie...

Zaczne moze od tego, po co tu jestem, bo ze nie dla przyjemnosci, to pewne. Przywiodla mnie tu koniecznosc uzyskania kolejnych pozwolen, a wlasciwie, jak sie na poczatku wydawalo, dokonanie jedynie drobnych zmian na obecnie posiadanych pozwoleniach. Poniewaz Cédric zmienil stacje badawcza i zamiast w Aras Napal, stacjonowac mamy w Ketambe, musimy miec to w papierach. Zmiana niby nie wielka. Wciaz jest to, pod względem geograficznym Sumatra polnocna i ten sam Park Narodowy – Gunung Leuser. Zdawac by sie moglo, ze nasze pozwolenia wymagaja jedynie kosmetycznej poprawy. Nic bardziej mylnego. Niestety Ketambe lezy w prowincji Aceh i pod wzgledem politycznym nie jest juz Sumatra polnocna, pomimo tego, ze na mapie zobaczycie cos zupelnie innego. Aceh chce byc niezlezne od Indonezji, dlatego, zeby sie tam wybrac i moc prowadzic badania, trzeba uzyskac mnostwo zezwolen, a rzad Indonezji niechetnie wydaje je obcokrajowcom. I tak sytuacja polityczna, z ktora nie mamy nic wspolnego, mocno utrudnia i komplikuje nam zycie. Skoro tak trudno sie tam dostac, dlaczego upieramy sie przy tym miejscu? Otoz jest to jedna z najlepszych stacji badawczych na Sumatrze, jesli nie w Indonezji. Istnieje juz 35 lat i przez te lata przeprowadzono tam olbrzymia ilosc badan, z czego wiekszosc na orangutanach. Dla nas jednak wazniejszy jest fakt, ze w tym miejscu makaki jawajskie (Macaca fascicularis) sa juz przyzwyczajone do ludzi, co niezmiernie ulatwia poczatkowa faze obserwacji i pozniejsze zbieranie danych behawioralnych.

Przylecialam do Bogor 5 grudnia po poludniu. Cédric mial przyleciec w poniedziałek. Niedziele spedzilam wiec piorac, porzadkujac i rozpakowujac rzeczy po podrozy. W poniedzialek dziewczyny zabraly mnie na Uniwerstet, gdzie dolaczylam do zajec z jezyka indonezyjskiego. Po poludniu poszlam na stacje autobusow DAMRI, odebrac Cédrica. Pomoglam mu z rzeczami i pojechalismy razem do Puri Bali. Liczylam, ze dowiem sie czegos od niego, choc w glebi duszy wiedzialam, ze wie niewiele wiecej niz ja. Sytuacja z naszymi pozwoleniami byla i jest nie tylko skomplikowana, ale prawie wcale nie zalezy od nas, a od ludzi takich jak Pak Agil. Ten z kolei nie wywiazywal sie ze swoich obowiazkow przez ostatnie 3 miesiace, stad efekt taki, a nie inny. Gdyby kazdy zrobil we wlaciwym czasie, co do niego nalezalo, teraz bylabym w Ketambe… Cédric mial pewien plan, zgodnie z ktorym mielismy sami wielu rzeczy dopilnowac. Zeby prowadzic badania naukowe w Indonezji, niezbednym jest posiadanie tutaj partnera, z ktorym zawiera sie porozumienie o wspolpracy. Ten partner odpowiada zwykle ze cala papierkowa robote i dlatego w swoich dzialaniach bylismy mocno ograniczeni. Postanowilismy ‘sledzic’ Pak Lukiego, ktory jest kims w rodzaju kuriera, i jezdzi od urzedu do urzedu, sklada nasze podania, papiery, robi oplaty itd. Takze w srode wybralismy się z Pak Lukim do siedziby RISTEKu, upewnic sie, ze wszystko jest na wlasciwej drodze. Rozmawialismy z dyrektorem departamentu odpowiedzialnego za wydawanie pozwolen, zlozylismy wszystkie niezbedne dokumenty i uzyskalismy potwierdzenie, ze wszystko jest w jak najlepszym porzadku. Mielismy juz tylko czekac. 15 grudnia mialo odbyc sie zebranie rzadowej komisji, ktora decyduje, kto otrzyma pozwolenia. W srode, 16 grudnia pozwolenia mialy byc juz gotowe do odbioru.

Pierwsze dni oczekiwania ja i Cédric spedzilismy w duzej mierze wspolnie. Glownie rozmawiajac o projekcie, wymieniajac doswiadczenia, sprawdzjac sprzet, ktory oboje przywiezlismy, ja z Tangkoko, on z Niemiec. Tych kilka dni, to byla w zasadzie pierwsza okazja, zeby sie troche wzajemnie poznac. Wyglada na to, ze dogadamy sie bez problemow i wspolna praca powinna byc nie tylko owocna ale i przyjemna. Wszystko zapowiadalo sie wiec jak najlepiej.

Wieczorami, razem z dziewczynami z akademika, Karolina i Felixem, ktory przylecial ja odwiedzic, spotykalismy sie na wspolne kolacje w Sunset Kaffe. Czas plynal, Cédric byl pelen optymizmu i zaczynalam wierzyc, ze tym razem sie uda.
------
Poniewaz zblizaja sie swieta, mialam potworny dylemat gdzie je spedzic. Moja pierwsza mysl – wrocic do Tangkoko, zobaczyc sie ze wszystkimi i znow wybrac do lasu. Niestety loty do Manado okazaly sie zastraszajaco drogie. Pojawily sie inne opcje. Karolina z Marina zaplanowaly wyprawe na podboj Javy i swieta w Yogjakarcie. Cédric z kolei chcial, a raczej musial wybrac sie do Medan na Sumatre. Nie dla przyjemnosci, a zeby dopilnowac wszystkiego, pojechac do stacji, zawiesc sprzet, zorganizowac mnostwo niezbednych rzeczy, rozmowic sie z indonezyjskimi asystentami itd. Moglam wybrac, do kogo sie przylaczyc. Wybralam Yogje i przypilnowanie spraw na miejscu, na co Cédric bardzo sie ucieszyl, a dodatkowo wyrazil chec dolaczenia do nas przed nowym rokiem. Z dnia na dzien sprawy ukladaly sie coraz lepiej. Mialam plan na swieta, w ogole byl nareszcie jakis plan... Wszystko zaczynalo miec rece i nogi. Mila odmiana…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz