środa, 13 stycznia 2010

Bromo i co dalej?

Nasza wyprawa odbywala sie pod haslem 'niczego nie planujemy, dzialamy spontanicznie'.
Gdy w poniedzialek 28 grudnia o godzinie 16.00 nasz przewodnik zapakowal bagaze do samochodu i zatrzasnal drzwi, gotowe bylismy ruszyc w kierunku wulkanu Bromo. Juz po 2 godzinach musielismy sie jednak zatrzymac, na wymuszony postoj - zmiane kola. Przy okazji, na dachu samochodu powstala bambusowa konstrukcja, do ktorej przymocowano nasze bagaze i tym sposobem, w za malym samochodzie zrobilo sie nieco wiecej miejsca. Wciaz daleko nam bylo do wygody, ale wiekszosc z nas zwyczajnie zacisnela zeby, bo w koncu 11 godzin mozna sie przemeczyc.
Z Yogyakarty pojechalismy trasa przez Solo, Ngawi, Jombang do Pasuruan, przez mnostwo pomniejszych miast, miasteczek i wiosek. Wiekszosc drogi przespalam, podobnie jak reszta dziewczyn, wiec sporo nie zobaczylam. Poza tym byla noc... Ok 3.00 nad ranem odbilismy z glownej drogi w kierunku Cemoro Lawang. Dotarlismy w okolice punktu widokowego, wysiadlysmy z samochodu, ubralysmy sie tak cieplo, jak to bylo mozliwe i ruszylysmy pod gore, odmawiajac chlopakom na motorach (ojekom) podrzucenia nas na miejsce. Z kazda minuta wokol nas gestniala mgla. Po chwili nie bylo juz widac absolutnie nic. Wschod slonca, choc oczywiscie nastapil, dokonal sie za mglista kurtyna. Dziewczyny posmutnialy, Marina nie potrafila ukryc rozczarowania i tylko ja pozostalam optymistka. Niewiedziec czemu, bo optymizm to ostatnia cecha o jaka mozna by mnie posadzic, wiedzialam, a raczej czulam, ze ta mgla zaraz sie rozejdzie. Wystarczy, zebysmy zagrzaly sie gdzies nad kubkiem kawy i cierpliwie poczekaly. Kolejna niespodzianka co? Cierpliwosc, tez nigdy nie byla moja mocna strona, ale jak widac pobyt w Indonezji, to poza wspaniala przygoda, intensywny trening w tym zakresie. Nie chwalac sie, mialam racje :). Mgla rozeszla sie w ciagu godziny, tlum turystow rowniez, dzieki czemu moglysmy nacieszyc oczy w bardziej kameralnych okolicznosciach. A bylo czym! Widoki piekne! Nie dziwota, ze zjazdza tu tyle osob. Bez zbednego wysilku mozna obejrzec takie cuda! Bylo warto!
Nie byl to jednak koniec, w drodze do wulkanu zatrzymywalismy sie czesto, zeby podziwiac widoki, az wreszcie dotarlismy pod Bromo. Tu juz tylko krotki spacer, kolejne odmawianie, tym razem panom prowadzacym konie i oferujacym przejazdzki. O wspinaniu nie bylo mowy. Na szczyt wulkanu Bromo prowadza bowiem schody! I choc bylam tego swiadoma, widok ow rozczarowal mnie bardzo. Na szczescie na gorze rozczarowanie ustapilo zachwytowi i ogolny bilans wypadl pozytywnie.
Po sniadaniu i kolejnej kawie, Agus, nasz kierowca, zaproponowal, ze moze nas zawiezc, gdzie tylko chcemy. Gdy w koncu zgodzilismy sie co do ceny, ruszylismy w dalsza droge na wschod w kierunku Bali. Przez Probolingo, wzdluz wybrzeza do Ketapang. Po drodze zatrzymalismy sie nad morzem, i tu musze wtracic, ze indonezyjskie plaze nie czesto zachwycaja, zwlaszcza kogos, kto zna nasze, polskie. Przed wieczorem zrobilismy rowniez postoj w Parku Narodowym Baluran, aby obejrzec zachod slonca. Przy okazji spedzilam tam troche czasu wypatrujac makakow, ale niestety bez rezultatu. Po przebyciu ponad 700 km i 28 godzinach jazdy w przyciasnym samochodzie dotarlysmy na miejsce. O 20.00 bylysmy w Ketapang i czekalysmy na autobus do Denpasar. Uzbrojone w niezbedna wiedze, przekazana nam przez Agusa, gotowe bylysmy na odkrywanie Bali. Pozostalo tylko wsiasc do autokaru. Ten jednak nigdy nie przyjechal. Po uplywie niecalych 2 godzin, gdy wypilysmy juz zakupione piwo i stracilysmy resztki cierpliwosci, udalo nam sie zalapac na inny... O polnocy prom dobil do brzegu Bali. Tym sposobem zaczal sie kolejny etap naszej podrozy.
Wyjazd z Yogyi, ostatni rzut oka na wulkan Merapi,
ten zdobyty kilka dni wczesniej :)


Pierwszy znak, ze nie tylko my wpadlysmy na pomysl,
odwiedzenia Bromo przed nowym rokiem :)

Grudzien, a zwlaszcza czas swiateczno-noworoczny,
to szczyt sezonu turystycznego.
Ci wszyscy ludzie przyjechali tu o swicie, zeby zobaczyc wschod slonca.
Jak widac, nikt go nie ujrzal z powodu mgly.
Zabawna czesc historii jest taka, ze mgla ma to do siebie, a zwlaszcza w gorach,
ze szybko znika. Wiekszosc jednak opuscila punkt widokowy,
zanim mgla sie rozeszla. Zadziwiajace prawda?
Bo po niecalej godzinie podziwiac mozna bylo piekne widoki.
Naprawde cudne!

Od lewej najwyzszy wulkan to Gunung Semeru (3676 m. n.p.m.),
nastepnie, z trzema szczytami - Gunung Jembangan (2020 m n.p.m.),
ponizej Gunung Kepolo (3032 m. n.p.m.),
a na przodzie po srodku Gunung Ayek Ayek (2819 m. n.p.m.).

Gunung Kursi (2563 m. n.p.m.).


Gunung Batok (2440 m. n.p.m.).


Tak, wzrok was nie zawodzi, sa to schody,
ktore prowadza na szczyt wulkanu Bromo.
Ktos mi sie jeszcze dziwi, ze nie przepadam za turystycznie popularnymi miejscami?

Podobno zlozenie ofiary, poprzez wrzucenie kwiatow do krateru,
ma przyniesc szczescie.
Jako, ze potrzebuje go teraz bardzo duzo,
nie moglam ofiary nie zlozyc.
Chyba nie trzeba geniusza, zeby dojsc, czego sobie zyczylam :)


Na szczycie Bromo (2329 m n.p.m.) z Gosia i Karolina.
Wulkan ten jest wciaz bardzo aktywny, ostatnia erupcja miala miejsce w 2004 r.
Niemniej, jest tez olbrzymia atrakcja turystyczna
i zawsze mnostwo tu ludzi.
Glownym tego powodem sa piekne wschody slonca
i widok na wulkan Semeru. Fakt, ze na szczyt prowadza schody
z pewnoscia nie pozostaje bez znaczenia.

Krater wulkanu Bromo.


Kazdy kiedys musi chwile odpoczac :)
Jak wyglada zdobywanie wulkanu Bromo?
Najpierw samochodem podjezdza sie na parking,
na ktorym juz czekaja panowie z konmi,
by za jedyne 100.000 zaoferowac przejazdzke pod same schody,
ktore prowadza na szczyt.
Jesli ktos zyczy sobie skorzystac z tej opcji proponuje o wlasnych silach przejsc sie
ok 100 m. Im dalej od parkingu tym ceny za dosiascie konia nizsze.
I tak, jesli potrafisz sie targowac, pojedziesz za 20.000 tysiecy.


Postoj na plazy w Panarukan. Na zdjeciu od lewej:
Karolina, Gosia, Agus, Ophelie, Marina i na dole ja :).
Zadna rewelacja, spostrzegawczy dostrzega smieci...


Zachod slonca w Parku Narodowym Baluran.
W tle widoczna Gunung Merapi (2800 m n.p.m.), ale nie ten sam, na ktory sie wspielam.
Okazuje sie, ze na Javie sa dwa wulkany o tej samej nazwie :).


Ketapang, ostatni postoj na Javie.
Stad promem udalysmy sie do Denpasar na Bali.
I choc ze wszystkich indonezyjskich wysp,
Bali byla na koncu mojej listy miejsc, ktore chcialabym odwiedzic,
to jakims sposobem 29 grudnia 2009 r. o godzinie 20.00
popijajac piwko i zastanawiajac sie jak to sie stalo,
czekalam na autobus, ktory mial mnie tam zawiezc.
Dlaczego nie mialam w planach Bali? Dlatego, ze
wiekszosc turystow przylatujacych do Indonezji
spedza wakacje wlasnie tu. A ja zamiast tlocznych turystycznych
miejsc wole cisze i spokoj, najchetniej na lonie przyrody.
Wiec czemu sie zdecydowalam? Karolina opowiadala o Bali jak o raju,
a w jej oczach bylo cos takiego, ze zapragnelam ten raj zobaczyc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz