sobota, 16 stycznia 2010

Nowy rok i nowe spojrzenie na Bali

Przygoda z Bali rozpoczela sie dosc orginalnie. Po pierwsze do Denpasar zawitalysmy o 3.00 nad ranem i byl to ostatni przystanek podrozy, do ktorego dotarlysmy w piatke. Tu na dworcu autobusowym przyszedl czas, by nasze drogi wreszcie sie rozeszly. Marina zatrzymala se u Ophélie, a my mialysmy udac sie do Ubud. Bylysmy zmeczone, nie spalysmy porzadnie przez co najmniej 44 godziny, no i nie mialysmy pojecia, gdzie mozna by przenocowac, a na szukanie miejsca jakos brakowalo nam sil. Postanowilysmy przeczekac na dworcu do rana. Kazda (ja, Gosia i Karolina) znalazla sobie wygodny kat i niewiedziec kiedy, zapadlysmy w sen. Obudzilam sie ok. 5.00, ale dziewczyny wciaz spaly. Obrocilam sie na drugi bok, starajac jednoczesnie ignorowac nachylajace sie nade mna co i rusz glowy, z ust ktorych wydobywaly sie oferty transportu w najrozniejsze zakatki wyspy, za bardzo wygorowane kwoty. Po 6.00 powoli zaczelysmy zwlakac sie z lawek. W dalszym ciagu posiadajac wszystkie bagaze, dokumenty i pieniadze (!) zaczelysmy pertraktacje odnosnie dojazdu do Ubud. Od wyjsciowej kwoty 200.000Rp, o ktorej wiedzialysmy od Agusa, ze zaakceptowac nie mozemy, zeszlysmy do 60.000 Rp. Ja jak zwykle, w pierwszej kolejnosci, udalam sie w poszukiwaniu produktu kawo-podobnego. Dopiero po jego skonsumowaniu zdolna bylam do dalszych dzialan. Pan, ktory nie odpuszczal nas na krok, w obawie, ze znajdziemy innego kierowce, przeczekal cierpliwie nasza przerwe na kawe, dochodzenie do siebie, dyskusje w ojczystym jezyku, az w koncu po 30 min. zasiadlysmy w jego angkocie, ktory zawiozl nas wprost do Ubud. Po drodze przeanalizowalysmy nasza pierwsza noc na wyspie, zgodnie stwierdzajac, ze zadna z nas nie odwazylaby sie przenocowac na dworcu np. w Katowicach, tudziez innym miescie w Polsce. I choc jestem swiadoma, ze rozni ludzie i rozne sytuacje zdarzaja sie wszedzie, to Indonezja, jest wedlug mnie bardzo bezpiecznym miejscem. Rzadko bywa sie gdziekolwiek samemu, ludzie sa serdeczni, chetni do pomocy, zwyczajnie ciekawi drugiego czlowieka. Ta ciekawosc akurat, moze byc meczaca, i czesto bywa, ale to nie wielka cena za to, co mozna w tym kraju zobaczyc, czego sprobowac i doswiadczyc.
W Ubud, jak wszedzie, trwal szczyt sezonu turystycznego. Zajelo nam troche czasu, zanim znalazlysmy zakwaterowanie. W oczekiwaniu, az poprzedni goscie sie wymelduja, wybralysmy sie na spacer po miescie, sniadanie i zakupy. Miasto faktycznie zrobilo na mnie bardzo dobre wrazenie.
Po poludniu, zajrzalam do jednego z biur organizujacych wycieczki po wyspie. Zamierzalam dowiedziec sie o ceny wynajmu motorow. Uzbrojona w wiedze ile powinno to kosztowac, zaczelam sie targowac. Musze przyznac, ze polubilam ta forme zakupow, ktora zreszta jest niezlym sposobem na nauke jezyka. Jako, ze nie bylam w owym biurze jedyna klientka, wlasciciel dzielil swoj czas miedzy mnie i chlopaka przegladajacego oferty. Nie moglam sie nie wtracic, kiedy padla cena za wspinaczke na tutejszy wulkan. Zaczelam dyskutowac z organizatorem wyprawy dociekajac, jak to mozliwe, zeby koszt byl az tak wysoki. Z ciekawosci zapytalam jak by sie prezentowala cena dla 4 osob. Byla lepsza, choc nie ta sama. Tu moze wyjasnie. W Indonezji, na ktorej z wysp by to nie bylo, jesli chcesz wspiac sie na wulkan, pochodzic po Parku Narodowym, czy zobaczyc wodospad (nawet na nie chronionym terenie) musisz wynajac przewodnika. Nie wazne, ze do miejsca przeznaczenia prowadzi prosta droga i zgubic sie nie sposob. Przewodnik jest niezbedny i oczywiscie kosztuje, przy czym zazwyczaj kosztuje skandalicznie duzo. Malo tego, cena ta nie jest cena za towarzystwo przewodnika, a za obecnosc turysty, znaczy to, ze jesli np. na wspinaczke wybieraja sie 2 osoby, to nie dziela kosztow, a placa podwojnie! Analogicznie przy 3, 4 i wiekszej liczbie osob. Przy tym tu tez istnieje dodatkowe ograniczenie - w ilosci turystow przypadajacych na jednego przewdnika. Calkiem niezly system zarobkowy, choc wbrew logice.
Tak wiec, usilowalam sie dowiedziec od wlasciciela biura, gdzie sa te koszty i staralam sie udowodnic mu, ze nawet jesli obnizy nam cene i tak na nas zarobi. Wlasciwie nie mialam w planach wspinaczki na zaden wulkan na Bali i targowalam sie troche dla zabawy. Chlopak, ktory przysluchiwal sie naszej rozmowie byl jednak zdecydowany pojsc, i gdy zapytal, czy faktycznie jestem zainteresowana zdobyciem wulkanu, nie bylam w stanie odpowiedziec nic innego jak 'pewnie'. To, ze o tym wczesniej nie myslalam, nie znaczylo wcale, ze nie mialam ochoty wspiac sie na kolejny wulkan. Nie bylo tego w planach, ale przeciez takie bylo haslo tej podrozy. Mialo byc spontanicznie, niech bedzie. Pomyslalam o dziewczynach, ze moze i one by sie przylaczyly. Wymienilam sie z Jessiem numerami telefonow i obiecalam dac mu znac po konsultacji z Karolina i Gosia. W ten prosty sposob zamiar wynajecia motorow zamienil sie na zamiar zdobycia Gunung Batur jeszcze tej samej nocy.
Dziewczyny nie podzielaly mojego entuzjazmu. Troche je rozumialam, po trudach podrozy i zaledwie kilku godzinach snu, zaczerpnietego na dworcu w Denpasar, nie tryskalysmy nadmiarem energii. Zadna jednak nie skusila sie na odpoczynek w ciagu dnia, gdyz zwyczajnie szkoda go bylo na sen. Jednak zeby obejrzec wschod slonca ze szczytu Batur trzeba bylo wyruszyc o 2.00 w nocy. Karolina sie nie zdecydowala, ale Gosia owszem. Wrocilysmy do biura dogadac szczegoly i wplacic depozyt.
Jeszcze tego samego wieczora poznalam bardzo wielu rodakow, zarowno turystow, jak i mieszkancow Ubud. Wybralismy sie na wspolna kolacje, ktora oczywiscie przeciagnela sie o wypad na piwko i w konsekwencji do pokoju wrocilysmy po polnocy. Za 2 godziny mialysmy ruszyc w kierunku wulkanu...
Obudzilam sie po 2.00. Odebralam telefon i poinformowalam kierowce, ktory juz na nas czekal, ze za 5 minut bedziemy gotowe. Obudzilam Gosie i w chwile pozniej siedzialysmy w samochodzie.. Po niecalej godzinie jazdy zatrzymalismy sie w domu, w ktorym podano nam mocna, czarna kawe i nalesniki z bananami. Kofeina szybko zrobila swoje i odzyskalam energie pomimo niewyspania. Po sniadaniu podjechalismy pod miejsce, z ktorego mielismy zaczac wspinaczke, a gdzie czekal juz nasz przewodnik. Tym razem nie bylo mgly, mialam okazje podziwiac piekny wschod slonca i sliczne widoki. Dotarlismy do szczytu krateru, rozejrzalam sie i oczom mym nieco wyzej ukazal sie nastepny. Nasz przewodnik poinformowal, ze jesli chcemy mozemy wspinac sie dalej. Ja chciala, Jessie rowniez. W trojke wybralismy sie w dalsza droge. I powiem tylko, ze bylo warto. Na szczycie dotarlo do mnie, ze to 31 gudnia 2009r. Gdy w drodze powrotnej natknelismy sie na grupe makakow, bylam zachwycona. Nie moglam wymarzyc sobie lepiej spedzonego poranka w ostatnim dniu roku.
Po poludniu wynajelismy skutery i pojechalismy podziwiac okolice Ubud. Zlapala nas w trakcie tej wycieczki ulewa, wiec przemoklismy wszyscy do suchej nitki. Przeschnelismy nieco jedzac pozny lunch w bardzo przyjemnej restauracyjce ze slicznym widokiem na tarasy ryzowe. Wieczorem oczywiscie swietowalismy nadejscie nowego 2010 roku.
Nastepnego dnia znow na skuterach wybralysmy sie z Karolina i Emanuela do swiatyni na Gunung Kiwi. Przez pol dnia jezdzilysmy po okolicy podziwiajac widoki. Po poludniu, juz tylko z Emanuela, wybralysmy sie do Monkey Forest, gdzie mialam okazje z bliska przyjrzec sie makakom, ktore powinnam wkrotce obserwowac na Sumatrze. Oczywiscie malpy zyjace w miescie, stanowia atrakcje turystyczna i sa potwornie rozbestwione. Wskakiwanie na turystow, wyciaganie im przedmiotow z torebek, czy kieszeni to norma, niestety...
2 stycznia zdecydowalysmy z Karolina wypozyczyc skutery na 3 dni i pojezdzic po wyspie. Ponownie bez planu. Po krotce wiec, gdzie dotarlysmy:

dzien 1: Najpierw do Kintamani, a stamtad do Besakih, gdzie dojechalysmy tuz przed zachodem slonca i znalazlysmy niedrogie zakwaterowanie. Nastepnego dnia zwiedzilysmy tamtejsza swiatynie, oczywiscie hinduska.

dzien,2: Z Besakih ruszylysmy na wschod, trasa Sidemen, z ktorej podziwiac mozna sliczne widoki, by pozniej odbic na polnoc do Amed. W przerwie na kawe, w miejsowej restauracyjce, uzyskalysmy informacje od innych turystow, ze warto pojechac wzdluz wybrzeza. Skoro warto, tak tez zrobilysmy. Zachwycone obejrzalysmy sliczny zachod slonca i juz po zmroku z pomoca miejscowych znalazlysmy hotel w miescie Amlapura.

dzien 3: Z Amlapury pojechalysmy ta sama droga co dzien wczesniej w kierunku Kubu, nastepnie wzdluz wybrzeza na zachod przez Les. Tu zatrzymalam sie, zeby zobaczyc najwyzszy na Bali wodospad, Karolina natomiast pojechala szukac plazy. Przyjemnych plazy w tych okolicach brakowalo wiec pojechalysmy do Loviny. Tam zlapal nas deszcz, a plaze rozczarowaly. Ruszylysmy w dalsza droge w kierunku Seririt, gdzie odbilysmy w glab wyspy. Jadac na poludnie Mayong, a stamtad do Munduk, dotarlysmy wreszcie do miejsca, z ktorego roztaczal sie fantastyczny widok. Mgla, ktora nam wczesniej skutecznie ograniczala widocznosc, odslonila w pewnym momencie jeziora Temblingan i Buyan usytuowane u podnozy gor Sangiyang i Batukau. Tak nam sie spodobalo w tym miejscu, ze postanowilysmy przenocowac w pobliskiej wiosce. Zjadlysmy kolacje podziwiajac barwny zachod slonca. Zmarzniete, gdyz znajdowalysmy sie ponownie w gorach, z zachwytem obserwowalysmy odbywajaca sie na niebie gre kolorow.

dzien 4: Nasza wyprawa nieco sie przedluzyla. Zanim wrocilysmy do Ubud, cofnelysmy sie troche i pojechalysmy jeszcze do Gitgit zobaczyc tamtejsze wodospady. Nastepnie jadac na polnoc w kierunku Denpasar zatrzymalysmy sie jeszcze w Ciandikuning obejrzec swiatynie Pura Ulun Danu na jeziorze Bratan. Dalej przez Bedugul i Mengwi pojechalysmy do Denpasar. Tam zatrzymalam sie przy dworcu zapytac o autobus powrotny do Bogor. Nim dojechalysmy do Ubud, zahaczylysmy jeszcze o Sukawati i tamtejszy targ. Do Ubud zawitalysmy 5 stycznia po poludniu i ku naszemu zdziwieniu musialysmy znow szukac zakwaterowania. Widocznie turysci, ktorzy przyjechali do miata na czas sylwestra przedluzyli swoj pobyt. Nic dziwnego, stad zwyczajnie nie chce sie wyjazdzac... Szczesciarze, ci co mieszkaja tam na stale :).

Nastepnego dnia o 12.00 pozegnalam sie z miastem oraz nowymi znajomymi i udalam sie w samotna droge powrotna do Bogor. Po 'zaledwie' 34 godzinach wrocilam do punktu wyjscia. Znow w to samo miejsce, znow zmagac sie z tymi samymi problemami, ale za to bogatsza o wiele wrazen i nowych doswiadczen.

Ta podroz byla niewatpliwie inna od poprzednich. Zwykle udaje sie w droge sama i to ja decyduje co, gdzie, kiedy i z kim. Tym razem bylo inaczej. Sklad naszej ekipy zmienial sie na roznych etapach podrozy, niemniej zawsze mialam towarzystwo. Taka forma zwiedzania ma oczywiscie swoje plusy, niemniej wymaga duzo cierpliwosci i czesto pojscia na kompromis. Zwykle potrafie z wielu rzeczy zrezygnowac lub zrobic w inny, niz zamierzany sposob. I choc w zyciu codziennym na kompromis ide czesto, tak w podrozy robie to niechetnie. Roznica polega na tym, ze podrozuje sie dla przyjemnosci, a wtedy na kompromisy nie ma miejsca...
Pierwsza noc na Bali. Dworzec autobusowy w Denpasar.

Wschod slonca. Widok z Gunung Batur (1717 m. n.p.m.)
na Gunung Agung (3142 m. n.p.m).

Poranek 31 grudnia 2009 r.


Spacer wokol krateru wulkanu Batur.


Long tailed macaques (Macaca fascicularis) na tym samym wulkanie.
Polska nazwa tego gatunku, to makak jawajski,
przy czym tu czesto nazywany
makakiem balijskim.


Tarasy ryzwe, takie widoki znajdziecie w okolicy Ubud.


Jedna z wielu odwiedzonych przeze mnie swiatyn.
Nie pamietam nazwy, wiem tylko, ze znajduje sie w poblizu
Ubud, jak setki innych zreszta :).


Pola ryzowe oczywiscie.



Swiatynia w okolicy Gunung Kawi.


1 stycznia 2010 r. Ta sama swiatynia.
Ze wszystkich do tej pory odwiedzonych,
hinduskie przypadly mi najbardziej do gustu, podobnie jak
sama religia.

W 'Monkey Forest' iskana przez mlodocianego makaka.
Ten wyjatkowo nie probowal nic mi skrasc,
bardzo mila odmiana :).



Swiatynia Besakih, najwazniejsza na Bali.
A dokladniej kompleks 23 swiatyn.
Polozony w poblizu Gunung Agung.

Amed na polnocno-wschodnim wybrzezu Bali.
Popularne miejsc do nurkowania.

W drodze wzdluz wybrzeza z Amed do Amlapury.
Zatrzymywalysmy sie tak czesto, zeby podziwiac widoki,
ze doczekalysmy w ten sposob zachodu slonca.

Swiatynia w okolicy Amlapury.


Juz nie pamietam, gdzie zrobilam to zdjecie.
Byc moze w zdluz trasy Sidemen.

Z Karolina w Asaphenji (?).
Gdzies, gdzie jedna wioska przechodzi w druga,
a ich nazw nie sposob znalezc na mapie.
Spodobalo nam sie tu tak bardzo, ze przenocowalysmy w tej miejscowosci.
Wieczorem podziwialysmy zachod slonca.

Rano zerwalysmy sie by, w tym samym miejscu,
zobaczyc wschod slonca.


W Les - najwyzszy na Bali wodospad.


Long tailed macaques (Macaca fascicularis),
gdzies w drodze miedzy Gitgit i Ciandikuning.
Oczywiscie malpy stanowia atrakcje turystyczna.
Na kazdym parkingu w ich otoczeniu siedza panie sprzedajace banany.
Za 'jedyne' 10.000 Rp mozna zakupic banana
(zwykle tyle ksztuja 3 kg tegoz owocu)
i nakarmic nim makaka.

Swiatynia Pura Ulun Danu na jeziorze Bratan w Ciandikuning.

Jedna ze swiatyn hinduskich w centrum Ubud.


Bazar w Ubud. Jak wszedzie w Indonezji barwny, glosny i zatloczony.
Ale jest i roznica, kupowac na nim znacznie przyjemniej,
jest to zasluga, nie tak bardzo jak wszedzie indziej, natarczywych sprzedawcow.

Ubud, tak wygladaja tu wszystkie ulice.
Mnostwo galerii, sklepikow, dobrze zaaranzowanych kawiarni
i restauracji. Unoszacy sie w powietrzu zapach kadzidel,
niezliczona ilosc swiatyn i miejsc kultu religijnego
nadaja miastu niepowtarzalny charakter.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz