poniedziałek, 1 marca 2010

W Medan... ponownie...

W srode rano padalo, wiec Sinabung bedzie musial poczekac na inna okazje. Obrocilam sie na drugi bok, ale ze snu w ktory zapadalam wyrwal mnie sms od Cédrica. Przekazal mi wiadomosc od Pak Lukiego, ktory informowal, ze jeden z moich papierow zostal (nareszcie!) podpisany i SIMAKSI powinno byc gotowe jeszcze tego samego dnia. Oto co mialo nastapic. Mialam wrocic do Medan, sprawdzic pozwolenia, ktorych skany mialy mi byc przeslane mailem. W czwartek z przekazanymi przez kuriera orginalami mialam udac sie do biura TNGL, gdzie w piatek rano mialam odebrac lokalne SIMAKSI i w wieczorem pojechac do Ketambe. Weekend spedzialbym w wiosce, testujac nowy motor Cédrica, a w poniedzialek dopelnilabym formalnosci w Kutacane, i od wtorku do lasu! Do pracy!

Od dawna nie robie planow, by uniknac tego rozczarowania, ktore ogarnia czlowieka, gdy nic z nich nie wychodzi. Ale ten ulozyl sie sam, zupelnie niezaleznie od mojej woli. I mimo usilnych staran wyparcia go, tlukl mi sie po umysle i wzniecal nadzieje.

No to teraz dla odmiany, co nastapilo. Wrocilam do Medan. Z przyspieszonym tetnem i podwyzszonym cisnieneim doczekalam godziny 16.00, o ktorej zamyka sie wszelkie urzedy. Wiesci od Lukiego brak, maila brak. Nieco pozniej otrzymalam wiadomosc, ze nie udalo mu sie dzis zdobyc podpisu na SIMAKSI, i ze jutro pojedzie do urzedu (PHKA) ponownie. Skontaktowalam sie z Pak Nuelem z TNGL, poprosilam go o numer faxu do ich biura i grzecznie poprosilam Pak Lukiego, aby dopilnowal wyslania moich dokumentow na wskazany numer, bezposrednio po ich podpisaniu. Zazyczylam sobie rowniez skanow oraz przeslania ogrinalow, tak szybko jak to mozliwe. Przy odrobinie szczescia i wspolpracy wszystko jeszcze moglo sie udac… Wciaz istniala nadzieja na weekend w Ketambe…

W czwartek cierpliwie doczekalam do 12.00, wciaz bez wiadomosci, postanowilam jechac do TNGL. Zrobilam ksero wszystkich wymaganych papierow, zakupilam znaczki urzedowe i pozytywnie nastawiona pojechalam negocjowac wszczecie procedury. W drodze otrzymalam wiadomosc, ze SIMAKSI jest gotowe. Fax jednak z jakis powodow nie zostal wyslany, a na scan musialam poczekac, az Luki wroci na Uniwersytet. Mimo to nie zrezygnowalam, przekroczylam drzwi TNGL, znalazlam Pak Nuela, wreczylam mu komplet dokumentow, mowiac, ze scan SIMAKSI bede miec dzis wieczorem i moge mu przeslac. Podal mi adres i obiecal wszczac procedure. Wszystko szko gladko do momentu, gdy zapytalam, czy jutro bede mogla pozwolenie odebrac.

No niestety nie. I to nie dlatego, ze piatek jest zwykle dniem, w ktorym sie juz w urzedach nie pracuje, a jedynie czeka na weekend. Troche zreszta jak u nas, z tym ze tu ma to zwiazek dominujaca w kraju religia. Okazalo sie, ze w piatek jest muzulmanskie swieto i wszystkie urzedy beda zamkniete. Z tym juz walczyc nie moglam, zaakceptowac tez zreszta nie. Zacisnelam zeby i postanowilam to przetrwac. W koncu jestem juz tak blisko, te 3 dni nie zrobia mi roznicy…

Wieczorem otrzymalam maila, gdy jednak otworzylam zalaczniki nie moglam uwierzyc, co widze. Spodziewalam sie bledow, od samego poczatku prosilam Pak Lukiego by upewnil sie, ze na pozwoleniu napisane bedzie Aceh lub NAD (Nangroe Aceh Darussalam) lub zupelnie nic, a jedynie nazwa parku narodowego. Prosilam, zeby pod zadnym wzgledem nie napisano Sumatra Utara. W obliczu konfliktu politycznego miedzy Indonezja, a Aceh, jest to wybitnie istotne. Ludzie pracujacy w najwyzszych urzedach w stolicy powinni byc swiadomi sytuacji w kraju. Wydawalo mi sie, ze moje zyczenie nie jest czyms nie do spelnienia. Niemniej moje zapobiegawcze zabiegi na nic sie zdaly. W pozycji lokalizacja, wpisano Sumatra Utara, wpisano takze Tangkoko na Sulawesii, gdzie juz bylam, i ktore nie powinno znalezc sie na tym dokumancie, ale kto by sie tym przejmowal? To, ze tytul projektu rowniez jest niepoprawny, to drobiazg i nawet sie tym nie przejelam. Przeslalam te, zawierające bledy, dokumenty do Pak Nuela, ktory obiecal wszczac procedure i poinformowac mnie w poniedzialek, jesli moje SIMAKSI bedzie gotowe. Z dusza na ramieniu meczylam go, po godzinach pracy, by zajrzal do maila i sprawdzil, czy moze wydac pozwolenie, na to, ktore przyslano z Jakarty. Nie otrzymalam informacji, jakobym musiala cos naprawiac, co wcale mnie jednak nie uspokoilo.

W piatek zapytalam Pak Lukiego, czy wyslal moje dokumenty poczta, bo potrzebuje orginaly. Nie wyslal. Jak wrocil do Bogor poczta byla juz nieczynna. Zupelnie, jakby takiej instytucji nie bylo w Jakarcie. Obiecal wyslac w poniedzialek. Co znaczy, ze ja otrzymam je najwczesniej we wtorek, co z kolei znaczy, ze bez orginalow lokalne SIMAKSI moze nie zostac mi wreczone, jesli w ogole zostanie wystawione, zwazywszy na bledy w ‘przedlozonych’ kopiach dokumantow. Bledne kolo. Zeby było smieszniej, zarowno Luki jak i jego przelozony uznali, ze wszystko jest w porzadku i nic naprawiac nie beda! Pozostaje mi wlozyc wszelkie sily w przekonanie Pak Nuela, ze mimo wszystko, moze wystawic mi pozwolenie. Nie wiem tylko, czy mam az taki dar przekonywania…

Jesli otrzymam te pozwolenia i bede wreszcie mogla wrocic do Ketambe zaczne wierzyc, ze nie ma rzeczy niemozliwych i wszystko da sie zalatwic!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz