środa, 10 marca 2010

pierwszy tydzien w Ketambe

Z wielkiego wydarzenia kulturalnego,
jakie mialo miejsce kilka dni temu w sasiedniej wiosce
- tradycyjne tance.


Orang hutan - czlowiek lasu,w tym przypadku w liczbie dwoch.


Mlody makak, ponad 6cio miesiaczny chlopak, dziecko Desi.


Samica orangutana,
z zaciekawiniem podazala naszym sladem przez pol godziny.



Zamowiony przeze mnie transport zjawil sie, choc oczywiscie spozniony Po nocnej, meczacej podrozy, rano dotarlam do Kutacane. Poniewaz wciaz bylo za wczesnie na zalatwienie formalnosci w lokalnym biurze TNGL, w godzine pozniej bylam juz w Ketambe. Oczywiscie od razu udalam sie do obozu. Z smiechem na ustach platalam sie po kazdym zakatku, nie mogac uwierzyc, ile czasu zajelo mi dotracie do tego miejsca.
Wrzucilam bagaz do pokoju, bo szkoda mi bylo czasu na rozpakowywanie, przyodzialam koszulke z napisem ‘Mr Happy’, najbardziej odpowiednia na taka okazje – w koncu w Indonezji jestem ‘Mister’, malo kto rozroznia tu plec, stad kazdy bule jest z automatu 'Mister'.

Po 10:00 wrocilam do Ketambe, a stamtad piechota w strone Kutacane. O tej poorze do miasta ciezko sie dostac, lokalny transport ma przerwe w obsludze tej trasy. Wioske od miasteczka dzieli 30 km, wiec nie mialam w planie tak dlugiego spaceru, liczylam, ze w pobliskich wioskach zajde transport. Nie uszlam daleko, gdy chlopak na motorze zaoferowal, ze mnie podrzuci, i tak tez zrobil. Znalazl mi samochod do Kutacane i odjechal, nie przedstawiajac sie nawet, co wlasciwie nie ma znaczenia, bo i tak nie moge tych indonezyjskich imion spamietac i nie wiem, kogo juz poznalam, a komu powinnam sie przedstawic. W biurze TNGL rowniez mnie zaskoczono, pokazalam moje SINAKSI i dokument stwierdzajacy, ze zarejestrowalam sie juz na policji. Jeden z urzednikow, poprosil o kopie, ktorej ja bezmyslnie nie zrobilam. Gdy zapytalam, czy moge skserowac dokument tu u nich, jeden z panow zabral mnie na motorze do miejsca, gdzie moglam tego dokonac. Powiedzial, jakie dokumenty potrzebuje zabral je i nawet nie chcial, zebym z nim wracala. Dodal nawet, ze odwiozl by mnie do Ketambe, ale musi wtracac do pracy. Zupelnie jak panowie z TNGL w Medan, ktorzy podrzucili mnie samochodem do hotelu, po tym jak otrzymalam pozwolenie. Tu na Sumatrze jest zupelnie inny poziom uslug niz dajmy na to w Jakarcie!

Nastepnego dnia o godzinie 5.00 rano szykowalam sie na spotkanie z makakami. Moj trening rozpoczal sie w tym dniu i wciaz trwa, do czasu, az naucze sie rozpoznawac wszystkie samce i samice w mojej grupie oraz uzywac sprzetu i zbierac dane. Minelo juz 5 dni pracy i z dnia na dzien wiem coraz wiecej. Znow kazdego dnia sie czegos ucze, znow biegam po lesie, podgladam zycie malp, poznaje nowe miejsce, widze i doswiadczam nowych rzeczy. Z perspektywy czasu, swierdzam, ze warto bylo czekac. Warto, gdyz pomimo tego, ze ta praca nie jest latwa, za to czesto fizycznie wykanczajaca, to satysfakcja jaka przynosi wynagradza wszystko!
Pisalam juz wczesniej, ze las, w ktorym spedzam 12 godzin dziennie jest fantastyczny i jeszcze nie raz o tym wspomne. Przez ostatnie 5 dni, codziennie spotykalam nie tylko makaki, ale itez orangutany i lutungi. Wszedzie tu slychac spiew ptakow i gibbonow. Orangutany z zaciekawieniem przystaja na moment w swej podrozy od jednego owocujacego drzewa do drugiego, zerknac na nas swymi bystrymi oczami, zaciekawione, zastanawiajac sie pewnie, co my tez tu robimy, po chwili oddalajac sie w wybranym kierunku. Lutungi, z kolei, przysiadaja na lianach i zawieszajac na nas wzrok na dluzej, z ciekawoscia przechylajac glowe z jednej strony na druga, analizujac nasze poczynania, bacznie sledzac kazdy ruch. Wszystko to z tak bliska, a jednak z dystansu. Rewelacja!

Poza praca w tym tygodniu mialo miejsce wydarzenie kulturalne. W pobliskiej wiosce odbyl sie bowiem pokaz lokalnych tancow. Razem z Emma, Adamem i Cédriciem spedzilismy wieczor jedzac sphagetti, wypijajac po szklaneczce piwa i ogladajac przedstawienie do godziny 1.00 w nocy. Poniewaz rzeki nie mozna przekraczac po zachodzie i przed wschodem slonca, przenocowalismy w Ketambe, a rano, o swicie przeplynelismy do obozu i niewyspani udalismy sie do lasu, w ktorym z miejsca zapomina sie o zmeczeniu. A ktore powraca po dopiero po powrocie do domu.

Dzis mam pierwszy z 2 dni wolnych, wstalam jednak wczesniej, by opisac miniony tydzien. Mimo tego, ze to dzien odpoczynku, musze zrobic naprawde sporo rzeczy, z czego najwazniejsze jest pranie z calego tygodnia. Ale nie tylko, musze zrobic to wszystko, na co zwykle nie mam czasu, a zwykle nie mam czasu na nic. Poza tym czeka mnie lekcja jazdy na motorze Cédrica. Jazde testowa juz zaliczylam, ale jako, ze jest to normalny motor, a nie pol altomat, mam wrazenie, ze jest dla mnie za duzy i za ciezki. Jest tez przy tym zbyt blyszczacy i nowy, nie chcialabym tej nietknietej maszyny zadrapac lub w jakikolwiek sposob uszkodzic. W zwiazku z powyzszym poki co prowadze ja tylko pod okiem wlasciciela, czyli nie czesto...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz