środa, 5 maja 2010

Burza 26go kwietnia

Kuchnia, a raczej to co z niej zostalo.
Aktualnie w odbudowie.


Runelo wiele poteznych drzew.


Skutki burzy w lesie.
Aktuialnie wiekszosc transektow jest zablokowana
i poruszanie sie po lesie zostalo mocno utrudnione.


Tajemnica jest dla mnie, jaka pore mamy aktualnie w tej czesci Sumatry. Jedni twierdza, ze deszczowa wlasnie sie konczy, inni, ze dopiero zacznie. Osobiscie sklaniam sie ku tej drugiej opinii, tak cos czuje, ze ten deszcz co tu dotychczas spadl, to jedynie zapowiedz tego, co nas czeka.

Jedno z wielu oberwan chmury nastapilo w zeszly poniedzialek. Zaczelo sie jak zwykle od grzmotow w srodku dnia, gdy z bezchmurnego jeszcze nieba lal sie zar. Okolo 16.00 zerwal sie wiatr i w ciagu minuty zrobilo sie ciemno. Jako, ze z racji wypadku, jestem uziemiona w obozie z przykazem odpoczynku i relaksu, bylam akurat w domu. Ogladalam 'Scrubs', na malutkim ekranie mojego rozowego cuda, gdy zaczely trzaskac okiennice, a z nieba polaly sie strugi deszczu. Pomyslalam o tych, co w lesie. Wysylalam wlasnie smsa do Emmy i Cédrica, zeby wracali do obozu, w chwili, gdy uslyszalam pierwsze walace sie drzewo. Nim zdazylam wyslac wiadomosci tych trzaskow nastapilo znacznie wiecej. Olbrzymi konar runal na sasiedni dom, zaraz potem tuz przed moim wejsciem spadl kolejny, Gdzies w oddali polozylo sie znacznie wieksze drzewo. Zaczelam myslec co w takiej sytuacji nalezy zrobic, jak powinno sie zachowac. Przeczekac w domu, gdzie dach niewatpliwie stanowi pewna ochrone, czy szukac schronienia na zewnatrz, gdzie przynajmniej widac skad spadnie nastepna galaz, czy ktore z drzew runie i z ktorej strony. Zanim podjelam decyzje zadzwonil Cédric z pytaniem gdzie jestem. Powiedzial, ze wszyscy gromadza sie nad rzekam wiec, zebym tam przyszla. Dodal, ze kuchnia jest zniszczona. Zlapalam poncho, latarke i oposcilam suche schronienie. Na zewnatrz natknelam sie na Soharto, ktory sprawdzal kazdy z domow i prowadzil cos na ksztalt ewakuacji. Spotkalam Adama, ktory tak jak ja ogladal film i jednoczesnie zerkal przez okno monitorujac olbrzymie drzewo tuz obok jego domu. Udalismy sie w trojke nad rzeke pokonujac po drodze mnostwo polamanch konarow. Wciaz padalo, ale wiatr ustal. Krajobraz jak po bitwie dopelnil widok na wpol zawalonej kuchni. Nad rzeka zgromadzili sie wszyscy, ktorzy w tym czasie przebywali w obozie: Dina, Sulas, Baby, Cédric, Salim, Adam, Soharto i ja. Nikt nie mial zadnych wiadomosci od Emmy, Romy i Sumur, ktorzy utkneli w lesie. Deszcz wciaz padal, ale najgorsze wydawalo sie byc za nami. Isa – manager obozu, pojawil sie rowniez i obalil pomysl przeprawy przez rzeke do wioski. Wlasnie stamtad wracal, drzewa zablokowaly jedyna w wiosce droge. Poza tym po obfitym deszczu, woda w rzece gwaltownie przybrala zarowno na objetosci jak i sile.

Deszcz powoli ustal, wrocilismy do obozu i zaczelismy prace porzadkowe. Zniszczone zostalo strategiczne miejsce – kuchnia. Robilo sie pozno i chyba nikt z nas nie spodziewal sie w tym dniu kolacji. Emma dotarla do obozu po godzinie. Okazalo sie, ze zanim zaczela sie burza, orangutan, ktorego obserwowala z chlopakami, zszedl na wysokosc ok. 5 m nad ziemia i udal sie w miejsce, gdzie nie bylo drzew, a wylacznie platanina lian. Tym samym cala czworka troje ludzi i jeden czlowiek lasu (orang hutan w jezyku indonezyjskim znaczy wlasnie czlowek lasu) przeczekali najgorsze w bezpiecznym miejscu.

Kolacje choc skromna zjedlismy wspolnie w nowej, prowizorycznej kuchni w jednym z domow. Humory dopisywaly. Nikt nie roztrzasal tego, co sie stalo. Tak to juz przeciez jest, natura rzadzi sie swoimi prawami i niczego nie oszczedza. Nikomu nic sie nie stalo wiec byl to wystarczajacy powod do radosci, a kuchnie trzeba bedzie zwyczajnie odbudowac. Jakiez to inne podejscie od tego znanego z kraju czy Europy? I o ilez lepsze!

Ta krotka, acz porywista burza, deszcz zamieniajacy leniwa rzeke w rwaca i wburzona mase wody, wiatr lamiacy potezne drzewa jak zapalki i orangutan przewidujacy to wszystko z duzym wyprzedzeniem i znajdujacy schronienie, to wszystko dowodzi potegi natury. Wobec ktorej my jestesmy czesto bezradni i nie wiemy jak sie zachowac. Czy Emma z chlopakami lub ktokolwiek z nas, bedac w taka pogode w lesie samemu, bez towarzystwa orangutanow, malp czy innych zwierzat wiedzialby gdzie sie zaszyc? Smiem twierdzic, ze nie. Smiem twierdzic, ze wyobrazenie, jakie mamy o wlasnym gatunku, jest mocno wyidealizowane i z calym rozwojem cywilizacyjnym uwstecznily sie w nas podstawowe umiejetnosci odczytywania sygnalow natury i reagowania na nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz