środa, 28 lipca 2010

Historia pewnego listu

Po powrocie do Ketambe, zanim jeszcze zdazylam sie rozpakowac, do mych drzwi zapukala Madlen. W rece, ktora w moim kierunku wyciagnela, trzymala list. W pierwszej chwili pomyslalam, ze nareszcie doszedl list od Emmy, ktora wpomniala, ze wyslala cos z Bali. Minal juz ponad miesiac, od kiedy na poczcie dopytuje, czy jest cos do mnie.

Odebralam wiec koperte i nie musialam sie jej dlugo przygladac, by stwierdzic z cala pewnoscia, ze nie byl to list od Emmy. Trzymalam w reku list od moich dziadkow, ktory babcia wyslala 10 LUTEGO (!) tegoz roku. Kiedy w marcu na dobre zamieszkalam w Ketambe przez dlugi czas oczekiwalam na ten list. Na prozno. Po 3 miesiacach pogodzilam sie z faktem, ze zaginal gdzies po drodze. I oto po pol roku!!! Po dokladnie 6 miesiacach jest :). Nie zaginal, nie ulegl zniszczeniu dotarl do mnie, choc zeby predko, tego powiedziec nie mozna.

Pisze o tym, gdyz, po pierwsze list ten sprawil mi wiele radosci, a po drugie jest to rewelacyjny przyklad na to, jak dziala poczta w Indonezji. Paczke z Polski otrzymalam w 2 tygodnie, z Medan w 2 dni, a na list musialam czekac pol roku. Nie ma sie tu co dopatrywac reguly, uslugi pocztowe jak wszystko inne w Indonezji jest bardzo przypadkowe :).

Na marginesie dodam, ze list od Emmy wyslany do mnie z Bali (ktora to wyspa jest, jakby nie patrzec, czescia tego kraju), jeszcze nie dotarl. Oczekuje tez na pocztowke z Chile... ale to akurat moze byc dluzsza historia. Zwlaszcza, biorac pod uwage fakt, ze sama w ten region jedna wyslalam i z uwagi na pytanie jakie mi na poczcie zadano: ‘Chile? A gdzie to jest? W Europie?’ nie wroze tej pocztowce duzych szans :). Zupelnie jak w ‘Misiu’: ‘Londyn... nie ma takiego miasta... Jest Ladek, Ladek Zdroj.... (...) W Angli..., to co pan od razu nie mowi, teraz to ja musze isc sprawdzic, gdzie to jest...’

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz