piątek, 13 sierpnia 2010

wulkan 3 jezior - Kelimutu

Widok z samolotu na wybrzeze Flores -w poblizu Ende.

Tiwu Ata Polo (Lake of old wicked, jezioro niegodziwych -
miejscowi wierza, ze po smierci dusze ludzki wedruja do jezior
i tak kazde z nich jest komus przeznaczone)

Tu pierwsze z jezior nad ktore dotarlismy,
pomimo mgly jego kolor wciaz robi wrazenie!

Jezioro Tiwu Ata Mbupu (Lake of Old People, jezioro starych ludzi)
w kolorze ciemnozielonym (na poczatku sierpnia 2010).
Jedno z nielicznych ujec, na ktorym mgla nie przyslaniala widoku.



Granica dwoch jezior.
Akurat w tym czasie byly w tym samym kolorze.
W prawym gornym rogu, na szczycie krateru – ja :).



Chcialoby sie tu zostac! Po mojej prawej - Tiwu Nua Muri Koo Fai
(Lake of young people, jezioro mlodych ludzi),
po mojej lewej - Tiwu Ata Polo.

A na koncu wyszlo slonce i odlonilo sie blekitne niebo.
W tej scenerii jeziora prezentowaly sie jeszcze lepiej!


Pola ryzowe w okolicy Moni.


Po godzinie 12.00 znow bylismy w powietrzu, tym razem w drodze do Ende. Zanim jednak wyjechalam Labuan Bajo, zdalam test z teorii nurkowania – Open Water, wiec teraz moge ow kurs dokonczyc w kazdym innym, certfikowanym miejscu. Ende, okazalo sie byc kolejnym miejscem, ktore nas zaskoczylo, a precyzyjniej – jego mieszkancy. W przeciwnosci do wszystkich innych misteczek w Indonezji, gdzie ‘bule’ wzbudzaja duze zainteresowanie, kazdy pyta o to, gdzie sie czlowiek wybiera i oferuje pomoc (nawet jesli tej sie nie oczekuje), tu, dla odmiany trudno uzyskac jakakolwiek informacje. Zaczepiona na ulicy osoba zwykle zniknie, nim zdazysz sie zorientowac i uzyskac odpowiedz na zadane pytani. I wierzcie mi po roku bycia w centrum uwagi, takie zachowanie szokuje :). Skutkiem tego, ze nie znalezlismy z lokalnymi wspolnego jezyka, nie udalo nam sie wypozyczyc motoru. Do Moni, misteczka w poblizu wulkanu, musielismy udac sie transportem publicznym. Szkoda, bo widoki po drodze zachwycajace! Na motorze mozna by sie zatrzymac, zrobic zdjecia, choc przyznac musze, ze drogi strome i krete stanowilyby spore wyzwanie.

Do Moni dotarlismy z zachodem slonca. Znalezlismy tanie zakwaterowanie, pozyczylismy motor, zjedlismy smaczna kolacje i udalismy sie spac, z ambitnym zamiarem pobudki o godzinie 4.00 nad ranem nastepnego dnia, by byc na szczycie wulkanu przed wschodem slonca.

Zanim zadzwonil budzik, ze snu wyrwal mnie deszcz. O wschodzie slonca moglismy zapomniec. Po godzinie 8.00 przestalo padac ale wciaz bylo mgliscie i pochmurno. Obawialismy sie, ze nie zobaczymy jezior, tak jak dziewczyna, ktora poznalismy w trakcie rejsu na Komodo. Niemniej wybralismy sie na Kelimutu z nadzieja, ze moze sie rozpogodzi. Na zdjeciach widac, ze bylo warto! I choc przez dobra godzine nie widzielismy nic – tak gesta mgla spowila szczyt wulkanu, to ok 12.00 chmury odslonily nieco nieba, a zza nich wylonilo sie nawet slonce. I choc 2 z 3 jezior byly w tym samym kolorze, a przeciez kazde powinno byc w innym, to i tak zachwycaly nas, z kazym na nie spojrzeniem. Jesli bede miala okazje, kiedys tu wroce. Kolor jezior zmienia sie z roku na rok, a czasem z miesiaca na miesiac. Wiec kazda kolejna wizyta tutaj bedzie zapewne inna od poprzedniej.

1 komentarz:

  1. Przepiekne zdjecia. W Indonezji (na Jawie w poblizu Bandung) bylem na wulkanie Tangkuban Parahu. Niestety malowniczego Keli Mutu nie mialem okazji zobaczyc, bo na Flores nie bylem. Jesli masz jakies zdjecia z tego wulkanu badz innych indonezyjskich i chcialabys je umiescic na moim blogu to napisz do mnie.

    Pozdrawiam,

    Bart

    http://wulkanyswiata.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń