sobota, 24 marca 2012

Obóz // The camp

Jestem pewna, że większość z Was czeka na informacje o tym w jakich warunkach żyję. No to czas najwyższy te warunki pokazać :).

Nasz obóz jest dość podstawowy, ale mamy takie udogodnienie jak np. generator prądu. W zasadzie, jest to miejsce kontrastów. Mamy na przykład cementowe lądowisko dla helikoptera ale śpimy na łóżkach ryżowych, jeden obok drugiego, pod olbrzymim swego rodzaju namiotem. Łóżka umieszczone są nad ziemią, co łatwiej zobaczyć na zdjęciu niż opisać. Kąpiemy się w rzece, która służy nam także za źródło wody pitnej (po przegotowaniu). Rzeka jest dość spora i w porze deszczowej, która obecnie trwa, potrafi bardzo przybrać. Przy podwyższonym poziomie wody i wzmożonym prądzie kąpiel jest znacznie utrudniona. W ogóle kąpiel to mocne słowo zwłaszcza w odniesieniu do mnie. Jako jedyna dziewczyna w tym gronie i w ogóle z zasady jako płeć przeciwna, muszę być wiecznie ubrana i pozasłaniana. To tyczy się także kąpieli. W związku z tym opatulona w sarong wchodzę do rzeki i większość czasu ustawiam się tak, żeby mi tej chusty prąd nie porwał. Pierwszą rzeczą jaką zakupię, gdy tylko dotrę do miasta, będą spodenki. Takie za kolano oczywiście, co by nie gorszyć współmieszkańców obozu :).

Mogłabym w szczegółach opisać to miejsce, ale zdjęcia będą w tym przypadku lepsze, więc zamieszczam kilka. W czasie mojego poprzedniego pobytu w Indonezji miałam w planach porównać warunki życia w różnych obozach, w których miałam okazję dłużej lub krócej mieszkać. Nigdy tego nie zrobiłam, więc jest dobra okazja by zrobić to teraz. Porównanie odnosić się będzie do stacji badawczych w: Sebangau – Borneo, Tankgoko – Sulawesi, Ketambe – Sumatra, no i oczywiście tej, w której mieszkam aktualnie - Bukit Batikap na Borneo.

Prąd mieliśmy wszędzie, z tym że w Sebangau i Tangkoko pochodził on częściowo z baterii słonecznych, podczas gdzy w Ketambe i tutaj w całości jest to energia z generatora zasilanego benzyną. Prąd jak wszędzie mamy zwykle wieczorami, choć w miarę potrzeby można generator uruchomić także w środku dnia.

Łazienki, czyli tzw. mandi. We wszystkich miejscach, z wyjątkiem tego mieliśmy mandi. Wyznaczone do kąpieli pomieszczenia, gdzie nie trzeba było brać prysznica w ubraniu. Pod tym względem najbardziej luksusowo było w  Ketambe, bo mandi znajdowało się w każdym z  domków, więc każdy miał swoje prywatne. W Sebangau i Tangkoko mandi było wspólne, ale było. Ponadto wszystkie ze stacji położone były w pobliżu wody. W Ketambe także mieliśmy rzekę, która służyła nam jednak jako miejsce do rekreacyjnego pływania, a nie codziennej kąpieli. W Sebangau, choć w pewnym oddaleniu od obozu, rzeka również była, więc i tu można było od czasu do czasu popływać. W Tangkoko natomiast w odległości 10 m od domków, w których mieszkaliśmy, mieliśmy plaże i morze co sprawiało, że w dni wolne, człowiek czuł się niemal jak na wakacjach!

Kuchnia. Tu jest spora różnica. Otóż we wszystkich miejscach mieliśmy kucharki, które dla nas gotowały, lepiej lub gorzej, ale jednak. Posiłki były zawsze gotowe i rano przed wyjściem do lasu i wieczorem po powrocie. Na specjalne wyróżnienie zasługuje kuchnia w Tangkoko, gdzie jak nigdzie indziej jedzenie było fantastyczne i każdy, niezależnie od upodobań zawsze znalazł coś dla siebie. Muszę też wspomnieć, że wszędzie fakt, że nie jem mięsa był uwzględniony przy przygotowaniu posiłków. Najsłabiej ta kwestia wyglądała w Ketambe, ale dziewczyny się starały. Tutaj nie mamy nikogo kto by nam gotował i robimy to sami w systemie zmianowym. Część posiłków jednak muszę sobie przygotowywać sama, głównie śniadania i lunche w dni kiedy wychodzę do lasu przed 5tą rano. Niemniej w pozostałe dni, gdy pracuję o bardziej rozsądnej porze, koledzy zawsze przygotowują coś specjalnie dla mnie. Zwykle są to smażone lub gotowane warzywa (głównie ziemniaki, czasem marchew lub fasola z puszki) no i jajka. Na te ostatnie jednak niechętnie spoglądam, chyba na skutek urazu, którego nabawiłam się w Ketambe, gdzie jajka zdarzało się jeść 3 razy dziennie przez blisko dwa miesiące...

Zakwaterowanie. W tym punkcie różnica między naszym obecnym obozem a innymi jest chyba największa. Wszędzie bowiem miałam dach nad głową, a w okół ściany. Tu moskitiera wyznacza moją bardzo niewielką przestrzeń. Za dach służy płachta, która chroni nas od deszczu. Zwykle jednak, przy bardzo silnych opadach przecieka nieco, więc muszę przyznać, że doceniam coraz bardziej tak wydawać by się mogło podstawą kwestię jak dach nad głową. Ponadto, w Ketambe i Tangkoko spałam na prawdziwym łóżku, a w Ketambe nawet na wygodnym materacu. W Sebangau spaliśmy na podłodze na materacach, tu natomiast na łóżkach ryżowych umocowanych nad ziemią, Wygodne i owszem, ale na dłuższą metę także męczące. Wszystko dlatego, że są wąskie, przez co wymuszają pozycję, jak ja ją nazywam, trumienną. Zresztą przez to, że zapadają się do środka skojarzenie z trumną nasuwa się samo :). Dla kogoś kto najlepiej odpoczywa w pozycji embrionalnej, łóżko ryżowe nie jest spełnieniem marzeń.

Jeszcze jedną zasadniczą różnicą jest nasze oddalenie od cywilizacji. W Tangkoko najbliższa wioska znajdowała się jakieś 15 do 20 min jazdy motorem. W nieco ponad 2 godziny można było dotrzeć do Manado – dużego miasta, gdzie zakupić można niemal wszystko. W Sebangau do najbliższej wioski trzeba się było wybrać czymś w rodzaju kolejki a następnie łodzią, co zajmowało ok 40 minut, w kolejne 20 minut jazdy samochodem docierało się do Palangkarayi – również dużego miasta. W Ketambe, żeby znaleźć się w wiosce wystarczyło przepłynąć na drugą stronę rzeki. Do miasteczka, gdzie można było zrobić względnie różnorodne zakupy jechało się godzinę samochodem lub motorem. Do Medan, który jest jednym z największych miast w Indonezji, można było dotrzeć w 8 godzin samochodem lub w godzinę samolotem. Z naszego obecnego obozu do najbliższej wioski są 3 godziny drogi łodzią motorową. Wioska jest na tyle mała i sama w sobie położona z dala od cywilizacji, że nie wiele rzeczy można w niej zakupić. Nie ma tu też sygnału telefonicznego. Żeby dostać się w zasięg sieci trzeba płynąć kolejne 4 godziny w dół rzeki, a następnie 2 godziny jechać samochodem, a i tak sygnał w Batu Empat jest tylko w jednym miejscu i to nie zawsze. Od Palangkaraji oddaleni jesteśmy o 3 dni drogi... Mimo tego mamy łączność ze światem, a daje nam ją telefon satelitarny. Służy on nam przede wszystkim do informowania o tym, jak radzą sobie orangutany i na wypadek, gdyby zaszła potrzeba wezwania pomocy. We wszystkich pozostałych miejscach, gdzie miałam okazję mieszkać sygnał telefoniczny i nawet internet były dostępne i kosztowały o niebo mniej niż dwu minutowa rozmowa z telefonu satelitarnego...

Zdecydowanie moje obecne miejsce pobytu jest najbardziej dzikie, oddalone od cywilizacji i podstawowe, w zakresie warunków życia, ze wszystkich, w których byłam do tej pory. Tak jak pozostałe obozy ma swój urok. Bycie w takim miejscu to fantastyczne uczucie, bo niewiele już takich zostało, gdzie w koło tylko las... Piękny, pierwotny, jeszcze nie naruszony las... aż po sam horyzont :).

 Kuchnia 
// 
The kitchen area

Sypialnia - ryżowe łóżka 
// 
Sleeping area with the rice sacks beds

--

Our camp is pretty basic, but we have such a facility such as a power generator. In fact, this is a place of contrasts. We have, for example, cement helicopter landing pad, but we sleep on a rice sacks beds under a sort of huge tent. Beds are placed above the ground what you can see on the photo. We bath in the river that also serves us as a source of drinking water (after boiling). The river is quite large, and during the rainy season which we are in at the moment can change rapidly. At higher water level and increased current speed bathing becomes more difficult, especially for me. As the only girl in this group and, in principle, as the opposite sex, I must be fully dressed and covered at all times. This also applies to the bath. Therefore, wrapped in a sarong I spend most of the effort and time to keep that piece of clothing on me, that it is not being taken off  me by the current. The first thing I will buy as soon as I get to the city will be shorts, knee high of course, that I would not offend my colleagues.

During my previous stay in Indonesia I planned to compare the living conditions in various camps in which I had the opportunity to live longer or shorter. I never did that, so this is a good moment. Comparison will refer to the research stations in Sebangau - Borneo, Tankgoko - Sulawesi, Ketambe - Sumatra, and of course the one where I live now - Bukit Batikap in Borneo.

Electricity we did have everywhere. However in Sebangau and Tangkoko it came partly from solar panels while in Ketambe and here electricity comes from the gasoline-powered generator. In each place we have it on for few hours at the evenings, but if necessary it can also be switched on during the day.

Bathrooms or to be precise mandis we used to have in all of these camps except this one. Assigned bath room where there isno need to take a shower fully dressed. In this respect, the most luxurious was Ketambe because mandi were in each of the houses, so everyone had their own private one. In Sebangau and Tangkoko mandi was common, but still there was one. In addition, all the stations were located near water. In Ketambe we also had a river, which served as a place for recreational swimming rather than daily bath. In Sebangau though river was further away from camp, but still close enough to go for swim from time to time. In Tangkoko we did not have river, instead 10 meters from the station where we lived, we had the sea and nice beach. That on our days off made us feel like we were on holidays!

Cooking is one of the things which is very different here than in other places. Well, in all stations we had cooks who cooked for us, some better some worse but they did. Meals were always ready both in the morning before we were leaving for the forest and in the evening when we were back. The greatest meals were served in Tangkoko, as nowhere else the food there was fantastic and everyone, regardless of tastes and diet requirements have always found something for themselves. I must also mention that everywhere fact that I do not eat meat was taken into account during food preparation. Even in Ketambe girls tried to remember not to fry vegetarian food on the same oil as they first fried fish on. Here in Batikap we do not have anyone to cook for us yet and we do it ourselves. Sometimes I have to prepare my breakfasts and lunches myself, mostly on days when I go out into the forest before 5 am. However, in other days when I am working at more reasonable time, my colleagues always prepare something special for me. They usually make fried or cooked vegetables (mainly potatoes and sometimes carrots or beans from the cans) and eggs. As I very much appreciate vegetables I try to avoid eating eggs. I just feel like I can’t eat much more eggs after having them three times per day over a month in Ketambe. Two years passed already but the trauma didn’t :).

Next on the list is accommodation. At this point the difference between our present camp and the others is probably the biggest. Everywhere I had a roof over my head and walls around me. Here our personal space is limited to the bed size. A roof is a plastic sheet that protects us from rain. However, with very heavy rainfall it is leaking a bit, so I have to admit that I appreciate more and more such a basic thing like having roof above my head. In addition, in Tangkoko and Ketambe I slept on a real bed, in Ketambe even on a comfortable mattress. In Sebangau we slept on the mattresses on the floor. Here we do on rice sacks beds. These are comfortable but on a long term basis become tiring. All because they are narrow, thus forcing, as I call it, the coffin sleeping position. For someone who gets the best rest in an embrio position, rice sacks bed is not exactly a dream come true.

Another major difference is our distance from civilization. In Tangkoko the nearest village was located about 15 to 20 min motorcycle drive. In a little over 2 hours you could get to Manado - a big city, where you can buy almost everything. From Sebangau to the nearest village you had to take a sort of “train” and then boat which took about 40 minutes, in another 20 minutes drive you could reach Palangkaraya - quite big city. In Ketambe you just needed to cross the river to find yourself in the village. To the nearest town, where you could do reasonable shopping it took one hour ride by public car or little less than hour by motorcycle. Medan, which is one of the largest cities in Indonesia, could be reached in 8 hours by car from Ketambe or in one hour by plane. From our present camp to the nearest village you need 3 hours by speedboat. The village is so small and situated away from civilization that there are not many things you can buy there. To find phone reception you need to go down the river another 4 hours and then drive two hours to Batu Empat. If you lucky you can send text message from there. There is one particular spot to do so - this fallen tree which you can easily recognize as there are many people standing on it with their mobile phones usually at the evenings as apparently then it works best :). We are as far as 3 days travel from Palangaraya. Nonetheless, we are still able to communicate with outside world via satellite phone. We use is mainly to report the orangutan progress in coping with new environment but it is also to be used in case of emergency. In all other places where I've lived we had phone reception as well as internet access. Even if limited it never cost that much as two minute conversation via a satellite phone.

Definitely my current place of residence is the most wild, remote and basic in term of the living conditions of all I lived before. But like all other camps it has its charm. Being in such a place is a fantastic feeling! It is not many places like this remining where there is only forest around... Beautiful, primary and still undisturbed forest ... right up to the horizon all around wherever you will look :).

1 komentarz:

  1. It seems like tough life, but great to see you appreciate it. Indeed it has to be amazing to be surrended by forest completely in teh wild. Somehow even if I have all confort around here in Europe I'd probably be better in a place like you describe. Sounds AMAZING. Thanks for the pics looking forward to see more of those ;-)

    OdpowiedzUsuń