wtorek, 20 marca 2012

Rytuał Manyanggar // Manyanggar Ritual

Następnego dnia, po, co trudno nazwać przespanej nocy, znów piłam obrzydliwie słodką kawę zastanawiając się, czy wczorajsza impreza już się skończyła i właśnie zaczyna nowa, czy ta wczorajsza wciąż trwa? Poza tym próbowałam dojść do tego czyj to dom, w którym każdy czuje się jak u siebie. Z moim wciąż mocno ograniczonym zasobem słownictwa odbyłam kilka krótkich rozmów i przysłuchiwałam się dyskusji na temat rytuału, który miał się odbyć następnego dnia. Zdołałam zrozumieć, że będzie to duże wydarzenie. Lista rzeczy do przygotowania obejmowała między innymi krowę, kozę, świnię, kilka kur i znacznie więcej ryb. Ucieszyłam się, że jeszcze tego samego dnia mieliśmy ruszyć do obozu. Z jakiegoś powodu byłam pewna, że rytuał odbędzie się w wiosce. Jakież było moje zdziwienie, gdy na brzegu do którego dobiliśmy stała krowa. Różne zwierzęta zwykle żyją na terenie obozów tego typu, lecz zwykle są to koty, kury, czasem świnie, które zjadają odpadki, krowę widziałam po raz pierwszy. Nie zastanawialam się nad tym głębiej, do czasu aż usłyszałam dlaczego nasz obóz jest tak wielki. Otóż, żeby pomieścić wszystkich, którzy przybędą na uroczystość. W odpowiedzi na moje pytające spojrzenie usłyszałam, że cała wioska jest właśnie w drodze do obozu, bo rytuał odbędzie się tutaj. Przypomniała mi się lista obejmująca sporo zwierząt i ta krowa u brzegu rzeki... Zamarzyłam, żeby dziś wieczór być gdzieś indziej. W ciągu kilku godzin obóz się nam zaludnił, zrobiło się głośno i zupełnie nie tak jak powinno być w odciętym od świata, położony pośród dżungli miejscu. Zacisnęłam zęby i postanowiłam przeczekać, jutro to miejsce odzyska spokój.

O zmroku zaczął się rytuał, który miał potrwać do południa następnego dnia non-stop. Najpierw odbyła się rzeź niewiniątek, to jest zabicie kolejno wszystkich przywleczonych tu zwierząt. Zaszyłam się w odległej części obozu i stanowczo odmówiłam uczestnictwa w tym procederze. Ku memu zaskoczeniu dołączyło do mnie kilka starszych kobiet, ale także trzech mężczyzn, którzy nie mieli ochoty oglądać przelewanej krwi. Oszczędziliśmy sobie wrażeń wzrokowych, niemniej zarzynane zwierzęta wydają odgłosy, a przed tym nie było gdzie uciec. Na samo wspomnienie przechodzą mnie dreszcze... Nie będę się rozpisywać nad tym jak okropne było to przeżycie myślę, że nie trudno to sobie wyobrazić, zwłaszcza tym, którzy mnie znają. Gdy zwierzętą zostały kolejno pozbawione życia, ich krew została utoczona do osobnych naczyń. W chwilę potem w centrum obozu postawiono coś w rodzaju drewnianego totemu. Przed nim rozłożono matę na której ułożono wszystkie naczynia z krwią, jak również ryżem i wodą. Zostaliśmy wszyscy zaproszeni by usiąść w kręgu. Zaczęła się kolejna część rytułału. Odprawiono coś w rodzaju modłów. Każdy dostał do wypicia kubek alkoholu i został namaszczony wodą i ryżem. Ta część nie przysporzyła mi trudności ;) niemniej w obawie przed kolejnym namaszczaniem, tym razem krwią oddaliłam się z kręgu pod pretekstem robienia zdjęć. Gdy i ta część dobiegła końca rozpoczęła się część taneczna. Włączono tradycyjną muzykę i zostaliśmy zaproszeni do tańca wokół totemu. Te tańce, ale też gotowanie odbywały się całą noc, o czym dowiedziałam się rano. Ja dotrwałam może do północy. Pójście spać było jedyną opcją, by uniknąć kaca. W magiczny sposób dosięgały mnie wszystkie kolejki, nawet, gdy strategicznie znikałam w odpowiednim czasie. Żeby chwilę odpocząć od całego zmieszania udałam się nad rzekę. przypadku jest rzeka. Po drodze natyknęłam się na leżące na ziemi głowy niedawno zarżniętych zwierząt. W drodze powrotnej niemal się o nie potknęłam. Moje usilne starania w kierunku wyparcia z pamięci niedawnych wydarzeń zdały się na nic. Zdecydowałam więc pójść spać z nadzieją, żę rano głowy i w ogóle wszelkie zwłoki lub ich pozostałości znikną. Większość z gości nie położyła się spać. Jak nakazuje tradycja w ciągu nocy męzczyźni wybudowali dom dla dusz. Następnego dnia w południe odbyła się kolejna ceremonia, która obejmowała poświęcenie miejsca, pogrzebanie głów zwierząt i mowy wszystkich ważnych przedstawicieli tutejszej społeczności, którzy prosili o błogosławieństwo dla projektu, orangutanów, obozu i nas w zamian za złożone ofiary. Wszystkiemu towarzyszyło spożycie dużej ilości wspomnianego już napoju alkoholowego – Araku.

Całe wydarzenie, które w lokalnym języku nosi nazwę Manyanggar miało olbrzymie znaczenie dla projektu. Manyanggar jest najważniejszym rytuałem w starożytnej tradycji Dayaków Ngaju odbywającym się na cześć lub w celu wyrażenia wdzięczności dla Stwórcy i mieszkańców wszechświata, w szczególności ich przodków i innych dusz zamieszkujących las. Oddawanie czci duchom lasu służy wyrażeniu szacunku dla nich, gdyż bez nich, wszystkie aspekty życia nie mogłyby działać w harmonii. Wiara w istnienie duchów i dusz leśnych powoduje, że lokalna ludność nie podejmuje działań w lesie bez wcześniejszego uhonorowania jego mieszkańców i uzyskania ich błogosławieństwa. Fakt, że mieszkańcy obu pobliskich wiosek przybyli do obozu i odprawili ceremonię był wyrazem ich akceptacji dla przywrócenia orangutanów do tego lasu. Fakt, że lokalni mieszkańcy popierają działania BOS jest niezmiernie ważny, jesli nie kluczowy, dla projektu. Bardzo budujące było zobaczyć jak przedstawiciele fundacji właściwie żyją z tymi ludźmi, poznając ich kulturę, obyczaje i wierzenia, jednocześnie edukując i zwiększając świadomość potrzeby ochrony orangutanów i lasu jako całości. Jestem przekonana, że właśnie praca u podstaw, w terenie i wśród ludzi jest w stanie doprowadzić do oczekiwanych zmian!

Spotkanie w wiosce // Meeting in the village

Przygotowania do rytuału // Ritual preparation

 Pierwsza część ceremonii // First part of the ceremony

Tańce // Dance 

Ostatnia część ceremonii - 
zakopanie głów złożonych w ofierze zwierząt przed domem dusz. 
//
 Final part of the ceremony - 
burial of the heads of sacrificed animals in front of the spirit's house.

Nasi goście // Our guests 

--

The next day, after what you could hardly call a good sleep, I was again drinking horribly sweet coffee wondering if yesterday's event is over and new just started or if this is still the same one going on? I also tried to figure out whose house was it, where everyone felt so much like at their own home. With my still very limited vocabulary I had a few short conversations and listened to discussions about the planned ritual, which was scheduled for the next day. I managed to understand that it will be a big event. The list of things to be prepared included among others: cow, goat, pig, some chickens and a lot more fish. I was thrilled that the very same day we had to move to the camp. For some reason I was sure that the ritual will be held in the village. Imagine my surprise when, on the side of the river next to our camp I saw a cow. Different kinds of animals usually live in the research stations and camps, but there are usually cats, chickens, sometimes pigs that eat food leftovers, but cow I have seen for the first time. I didn’t really think much about it until I heard why our camp is so big and why there is so many rice-sacks beds prepared. Apparently, to accommodate all guests who will come to attend the ceremony. I was informed that the whole village is on its way to the camp because the ritual will take place here. I remembered the list of animals and the cow in the riverbank ... I suddenly dreamed of being somewhere else today. Within hours, camp became a very busy place. Not exactly what one would imagine it should be like in the place cut off from the world and surrounded by jungle. I clenched my teeth and decided to wait until tomorrow when this place will regain its peace.

At dusk the ritual began and was planned to last until next day non-stop. First was a massacre – all animals brought to the camp were successively killed. I stayed as far from that as possible and strongly refused to participate in this procedure. To my surprise a few older women but also the three men joined me as they also had no desire to watch the shed blood. We've saved ourselves the visual sensations, but we could not avoid the sounds made by slaughtered animals, unfortunately. Even now the mere mention makes me shiver... I will not write how awful it was as I think it's not hard to imagine, especially for those who know me. When the animals were subsequently deprived of life, their blood was collected into separate dishes. A moment later in the center of the camp a sort of wooden totem was set up. We were all invited to sit in a circle. Second part of the ritual started. The most important men run this part of ceremony and prayed in local Dayak language. Everybody got to drink a cup of alcohol and was anointed with water and rice. I didn’t have problem with this part ;) but in fear of another anointing, this time the bloody one so I left the circle under the pretext of taking pictures. When this part came to an end the dance began. We were invited to dance around the totem. These dances and cooking lasted all night, as I learned the next morning. I only stayed up until midnight. Going to sleep was the only option to avoid a hangover on the next day. In some kind of magical way I was always found to have my shoot even if I strategically disappeared when my turn was about to come. I took a walk to the river to escape the noise at least for a moment. But on my way there I went across the heads of recreantly killed animals. And on the way back I almost stepped into it as they were moved around and placed on the ground in a dark spot. My best efforts to erase the memory of recent events did not work under this circumstance. I decided to go to sleep, hoping that on the morning all of the heads and any other pieces of dead animal bodies will disappear. I was one of the few people who went to sleep that night. According to the tradition during the night, the men built a house for the spirits. The next day at noon there was another ceremony, which included both the dedication of the house to the spirits and the burial of animal heads. There were several speeches given by all important representatives of the local community who wished us luck and gave their blessing to the project. All this was accompanied by a lot of already mentioned local alcohol – Arak.

This ritual, which in the local language is called Manyanggar have enormous significance for the project. Manyanggar is the most important ritual in the ancient tradition of the Dayaks Ngaju. Dayaks believe that earth is inhabited by others not only humans, like their ancestors and other souls and spirits. The ceremony is usually held in honor of or in order to express gratitude to the Creator and the inhabitants of the universe. In our case the ritual expressed respect for the forest spirits because without them, all aspects of life could not operate in harmony. In local tradition it is very important to gain spirits blessing before performing any activity in the forest. The fact that residents of two nearby villages came to the camp and held the ceremony was an expression of their acceptance and support for the restoration of orangutan population in the forest. Support of local community is essential for the project. I was impressed to see how the representatives of the Foundation actually live with these people, get to know their culture and beliefs while at the same time educating and increasing awareness of the nature conservation issues in particular protection of orangutans and their habitat. I am convinced that it is the best way to make a change – work on the ground and among people!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz