poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Lot, który się nie odbył... // The flight that didn't take place

Wczoraj pisałam o tym, że wracam do lasu. No i to się nie zmieniło. Co się zmieniło, to że nie stało się to dziś.

Wszystko szło zgodnie z planem. Dotarłyśmy nad rzekę, która jest jednocześnie pasem startowym. Poddałyśmy się procesowi ważenia, który niestety w moim przypadku ujawnił efekty dłuższego pobytu w mieście. Następnie temu samemu procesowi poddane zostały bagaże, co z kolei zaowocowało przepakowywaniem, a raczej uszczuplaniem już bardzo wyselekcjonowanego zbioru absolutnie niezbędnych rzeczy. Wszytko dlatego, że miał z nami lecieć drugi pilot, który akurat się szkoli. Oczywiście nie powstrzymałam się i zapytałam, kto będzie czynił honory zwłaszcza podczas startu i lądowania :). Po tym wszystkim poinformowano nas, że musimy nieco poczekać aż poprawi się pogoda... Po godzinie 11 okazało się, że pogoda w Tumbang Naan jest na tyle kiepska że lot został odwołany. Zatem jutro rano kolejna próba powrotu to lasu. Trzymajcie kciuki!


Samolocik :). Dzisiejszy lot został odwołany więc może jutro się uda?
//
 The tiny plane :). Today's flight was cancelled so maybe tomorrow will be THE day?


Start, tym razem bez nas na pokładzie.
//
About to take off without us on board.

---

Yesterday I wrote that I am going back to the forest. Well, it has not changed. What has changed is that it did not happen today.

Everything was going according to plan. We arrived at the river, which at the same time is a plane runway. We went through the weighing process, which unfortunately in my case showed the effects of a too long stay in the city. Then the luggage undergone the same process, which in turn resulted in a re-packaging, or rather the reducing of already highly selected set of absolutely necessary things. Everything because of a co-pilot, who was suppose to join us as he is being trained. Of course, I couldn't help myself so I asked who would do the honors especially during takeoff and landing :). After all we were informed that we need to wait a while until the weather improves... A little after 11 am, it turned out that the weather in Tumbang Naan is too bad so the flight was canceled. Concluding, we are about to try again to go back to Batikap tomorrow morning. Keep your fingers crossed!

Najwyższy czas wracać // It's time to go back to the forest

Po wyjątkowo długim czasie spędzonym w mieście znów wracam do Batikap. Tym razem na samą myśl o podróży do obozu jestem podekscytowana. Wszytko dlatego, że środkiem transportu ma być samolot. I to nie byle jaki, a taki maleńki, zaledwie czteroosobowy. W dodatku lądowanie odbędzie się na rzece, więc zupełnie nowe doświadczenie. Pomimo wrażeń, których lot z pewnością dostarczy najbardziej cieszy fakt, że droga do obozu zajmie jeden a nie trzy dni. Niestety jest też minus tej ekspresowej wyprawy. Tak się składa, że tak mały samolot może zabrać zaledwie 350 kg wliczając w to wagę 4 pasażerów i pilota. Oznacza to, że każdy może mieć średnio 5 kg bagażu. Od kilku dni zastanawiam się co spakować :). Szczęśliwie większość absolutnie niezbędnych rzeczy mam na miejscu. Pozostaje więc kwestia zapasu słodyczy i wegetariańskich pokarmów, bez których trudno będzie mi się obyć. A kto wie ile przyjdzie mi czekać na ich dostawę? Może 2 tygodnie a może miesiąc... Tak czy inaczej cieszę się, że wracam do lasu :). W zasięgu sieci telefonicznej i internetu będę ponownie, za około 2 miesiące. Pozdrawiam wszystkich ciepło, a póki co kilka orangutanowych zdjęć wykonanych w Nyaru Menteg podczas wizyty wyspy Kaja.




---

After a very long time spent in the city, I am going back to Batikap again. For change, this time I am really excited just thinking about the trip to the camp. Everything because we take a flight. And not just any, we will fly with a tiny plane for four passangers only. In addition, the landing will take place on the river, so that will be the whole new experience. Despite the excitement, the flight will take only an hour, so the whole trip will take one day instead of three.  Yay! Unfortunately, there is also minus of this fast trip. It happens that such a small plane can take only 350 kg on board including the weight of four passengers and the pilot. This means that each person can take an average of 5 kg of luggage. For several days now I have been wondering what to pack :). Fortunately, most of the things I absolutely need I do have on site already. But there is stiil a question of supply of sweets and vegetarian food, without which it would be difficult to survive. And who knows how long I will have to wait for the delivery? Maybe two weeks or maybe a month ... Anyway, I'm glad that I go back to the forest :). I will be back in town, as usual, in about 2 months time. Greetings to all! And for now enjoy a few orangutan photos from Nyaru, taken during my visit in the Kaja Island.

sobota, 25 sierpnia 2012

Zapiski z lasu // Notes from the forest

Natknęłam się właśnie na notes. w którym ołówkiem zapisałam poniższego posta. Chociaż powstał on dobrych kilka tygodni, jeśli nie miesięcy temu, wciąż pozostaje aktualny.

Już od 2 godzin siedzę w lesie. Jest 5:56 i jakieś 12 metrów ode mnie Tarzan objada się owocami liany. Jest szaro i chłodno, no i oczywiście mokro z racji tego, że pada bez przerwy od wczorajszego popołudnia. Taki dzień powinno się spędzić w łóżku i zawiniętym w koc czytać książkę lub oglądać film. Tak się jednak składa, że nie mam tu dość wygodnego łóżka, w którym chciałoby się przeleżeć taki smętny dzień. Ponadto wokół mam piękny las pełen gibbonów, langurów, niedźwiedzi czy orangutanów. Obserwowanie tych ostatnich i okazjonalne spotkania z wszystkimi wymienionymi oraz wieloma innymi gatunkami zwierząt są jednak znacznie ciekawszą formą rozrywki nawet w czasie deszczu. A fakt, że drugi dzień z rzędu wstaję o 3ciej nad ranem, włóczę się po lesie i karmię bandę pijawek, komarów i innych krwiopijców jest wynagrodzony możliwością spędzenia dnia z orangutanem, który nie dość, że wrócił do lasu to jeszcze świetnie sobie w nim radzi. 

Można by pomyśleć, że prowadzenie obserwacji przez 12 godzin dziennie podczas których osobnik większość czasu je, a pozostałą odpoczywa i trochę wędruje może nudzić. Do pewnego stopnia tak jest, nie każda minuta czy godzina spędzona w lesie trzyma w napięciu i dostarcza niezapomnianych wrażeń. Niemniej w większości przypadków prawie każdego dnia mamy okazję zaobserwować coś interesującego lub nowego. Dla takich momentów, gdy mam okazję zobaczyć Monic budującą parasol, Tarzana konstruującego dach nad gniazdem, w którym zamierza spędzić noc lub okrywającego się kołdrą zrobioną z gałęzi jest naprawdę ekscytujące. Możliwość podglądania jak jeden z orangutanów uczy się i naśladuje innego, czy jak między uwolnionymi osobnikami zawiązują się sympatie bądź antypatie jest niezmiernie interesujące. I choć większość z tych wydarzeń trwa chwilę, to wierzcie mi warto na nie czekać kilkanaście godzin, nawet gdy pogoda nie dopisuje :).

W pracy :) // At work

---

I just came across the notes that I took one day in the forest.  Although it was a good few weeks, if not months ago it still remains up to date.

I am in the forest for two hours already. It is 5:56 am and about 12 meters from me Tarzan feeds on liana fruits. It is gray, cold and wet because of the rain which didn't stop since yesterday afternoon. Such a day is meant to be spent it in bed, wrapped in a blanket with a good book or movie as a companion. It happens that I do not have here comfortable enough bed in which I would like to stay during miserable day like this. In addition, all around I have a beautiful forest full of gibbons, langurs, bears and orangutans. I find it more entertaining to watch orangutans and occasionaly see other animal species also when it rains. Even though it is the second day in a row that I have to get up in the morning at 3 am, wandering in the jungle during the rain and feed a bunch of leeches, mosquitoes and other blood-suckers I am rewarded with the opportunity to spend a day with the orangutan, which not only returned to the forest recently but also is proving to do great and feel well in his new home.

You might think that carrying observation for 12 hours a day during which orangutan most of the time just eat, and the rest of it rest and travel around a bit, may be boring. To a certain extent it is. Not every minute or hour spent in the forest keeps you in suspense and delivers amazing experience. However, in most cases, almost every day we have the opportunity to see something interesting or new. For those moments when I get to watch Monic building an umbrella, Tarzan constructing a roof above his nest, or covering himself with the blanket made from branches before his night sleep - is really exciting. The possibility to see how one of the orangutans learns from and imitates another individual behaviour or as between the released orangutans sympathies or antipathies are being formed is extremely interesting. And while most of these events takes only a moment, believe me it is worth to wait a few hours, even under bad weather  :).

czwartek, 23 sierpnia 2012

8 orangutanów wrócio do lasu // 8 orangutans returned to the forest

Już po raz trzeci orangutany wróciły do domu. Osiem nowych osobników dołączyło do piętnastu, które od kilku miesięcy żyją w Batikap. O orangutanach oraz szczegółach przebiegu ich uwolnienia a także pierwszych efektach monitoringu możecie przeczytać na http://goingback2dforest.wordpress.com/.

Życzę wszystkim nowo przybyłym orangutanom bu czuły się w Batikap tak dobrze 
jak Tarzan, który  ma się świetnie. 
//
 I wish to all newly arrived orangutans that they feel in the Batikap as well as 
Tarzan who is doing absolutely great.

---

For the third time orangutans came back home. Eight new individuals joined the fifteen, which are already for few months living in Batikap. About new orangutans and details of their release as well as first results of monitoring you can read here: http://goingback2dforest.wordpress.com/.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Ostatnie dwudzieste // The last thwentieth

No tak, znów o rok starsza. Tym razem urodziny spędziłam w Batikap. 13tego czerwca wieczorem dotarliśmy do obozu. Mogłam mój przyjazd opóźnić i zostać w mieście, ale prawdę mówiąc nie mogłam się już doczekać powrotu do lasu. 15tego zrobiłam sobie częściowo dzień wolny. Przeczytałam raporty z 2 tygodni mojej nieobecności, wprowadziłam trochę danych, a resztę dnia spędziłam na plaży czytając książkę i wsłuchując się w odgłosy lasu. Wieczorem po codziennym spotkaniu całego zespołu mieliśmy mała imprezę. W Indonezji nie ma zwyczaju świętowania urodzin jak my to robimy. Tutaj solenizant raczej nie zdradza daty urodzin, żeby uniknąć dowcipów, które zwykle polegają na  jedzeniu bądź piciu obrzydliwych mikstur lub też byciu oblanym czymś wstrętnym (np. sardynkami w sosie pomidorowym – zapachu nie można się pozbyć przez kilka dni). Szczęśliwie zostałam potraktowana ulgowo, choć tradycji oczywiście musiało stać się za dość. Nabri przejął inicjatywę i oblał mnie kubłem zimnej wody, sprawiając tym olbrzymią radość wszystkim zgromadzonym. Przy piwku, cytrynowych ciastkach własnej roboty i dźwiękach gitary oraz śpiewach spędziłam bardzo miły wieczór, uwieńczeniem którego było obejrzenie filmiku z życzeniami od wszystkich, który nakręcił i złożył dla mnie Pau.

Tak to minął mi pierwszy dzień 29tego roku życia :). Dziękuję wszystkim za pamięć, życzenia przesłane najróżniejszą drogą,  zwłaszcza za kartki, listy i paczki! Wszystkie bardzo mnie ucieszyły!!!


---


So I am older again. This time I spent my birthday in Batikap. On the 13th June at the evening we arrived in camp. I could delay my come back to camp and stay in the city, but to be honest I just couldn't wait to return to the forest. On the 15th I decided to have a sort of day off. I read the reports from the last two weeks of my absence, entered some data and then, rest of the day, I spent at the beach reading a book and listening to the sounds of the forest. In the evening after the daily team meeting we had a little party. In Indonesia, there is no custom of celebrating birthdays like we do it. Actually people do not like to admit that it's their birthday in order to avoid jokes. In my case luckily enough I didn't get to eat or drink something disgusting instead a full bucket of cold water has been poured above my head what obviously was very enjoyable for everyone present. Later while drinking beer, eating lemon handmade mini pancakes and singing accompanied by sounds of the guitar I spent a very pleasant evening, the culmination of which was watching the movie with the wishes from all. The video was taken and put together by Pau - thanks man!.

So this is how my first day of the 29th year on earth has passed :). Thank you all for your wishes sent by various ways, emails and fb messages but especially for the cards, letters and packages! All of it made me very happy thank you!