Pierwszy dzien grudnia. Obudzilam sie jak co dzien o 4.00 nad ranem. Poszlam do kuchni zaparzyc kawe. Usiadlam na zewnatrz, jak zwyklam to robic w ubieglym roku i wsluchalam sie w odglosy lasu. Tym razem nie musialam dlugo czekac. Gibbony rozspiewaly sie w kilka minut po 4.00. Na mojej twarzy znow zagoscil usmiech, z tych promiennych :). Siedzialam tak popijajac goraca, mocna kawe i chlonelam kazda sekunde. Tego tez mi brakowalo, chlodnych i rzeskich porankow, wypelnionych spiewem gibbonow i ptakow, dzwiekami wydawanymi przez owady, szumem lisci poruszanych delikatnym wiatrem oraz odglosami lamanych galezi, ktore momentalnie przywodza na mysl, ze byc moze gdzies tam kreci sie orangutan. Idealny ostatni poranek w obozie...
Jak wszystko co dobre, i moj pobyt w Sebangau szybko dobiegl konca. W chwile po tym jak pozegnalam sie z obozem i jego mieszkancami bylam juz w drodze do nastepnego punktu na mapie mojej podrozy - Banjarmasin. W Kereng, jak tylko wysiadlam z lodzi przesiadlam sie na motor. W roli pasazera oczywiscie, gdyz moje umiejetnosci nie zezwalaja jeszcze na prowadzenie motoru poza terenami malo ruchliwymi. Przed 9.00 ponownie bylam w trasie. Dystans dzielacy Banjarmasin i Palangkaraye to w prostej lini 283 km, nie wiem ile wynosil faktyczny, przez nas pokonany, w kazdym razie jazda zajela nam ponad 5 godzin. Oczywiscie z przerwami na tankowanie, odpoczynek, posilek oraz tymi wymuszonymi przez deszcz.
5.00 nad ranem, floating market w Banjarmasin. Handel na rzecznym targu zaczyna sie zanim jeszcze wstanie swit.
I trwa przynajmniej do 8.00. Kupic mozna tu owoce, warzywa, ryby. Mozna wypic kawe i zjesc sniadanie w plywajacej 'restauracji',
ktore jednak najpierw trzeba sobie upolowac,
nabijajac wybrany produkt na kij zakonczony szpikulcem.
Niezla zabawa :)
Gdyby nie pora deszczowa, wschod slonc bylby pewnie bardziej spektakularny,ale ten tez mial swoj klimat,
dlatego to zdjecie.
Kolorowo, tloczno i glosno, rzeczny targ w blasku dnia, godzina 7.00. Sprzedajacy i kupujacy powoli wycofuja sie
i wracaja do swoich codziennych zajec.
Typowa zabudowa w zdluz brzegu rzeki. Woda w niej potwornie zanieczyszczona, ale ludzie
wciaz uzywaja jej nie tylko do prania, zmywania naczyn i kapieli,
ale takze do mycia zebow i gotowania.
Ten widok przeraza! Warto, bedac w Banjarmasin,
wybrac sie na wyprawe lodzia. Stad dopiero widac prawdziwe
oblicze miasta, i nie jest ono ani przyjemne, ani interesujace.
Bedac tu, nie sposob nie zadac sobie pytania:
'jak to mozliwe, ze ludzie tak zyja w XXI wieku?'.
O tym Lonley Planet nie wspomina, na kartach opisujacych miasto.
Wiec jesli szukacie pieknych widokow,
to nie przyjezdzajcie do Banjarmasin.
Czy zaluje, ze sie tu wybralam? Nie! Bedac w Indonezji
widzialam juz wiele, skrajna biede i nieprzyzwoite bogactwo.
To kraj kontrastow, tak ostrych, ze czasem trudnon w nie uwierzyc,
pomimo tego, ze jest sie ich naocznym swiadkiem.
Ale taka jest prawdziwa Indonezja,
zachwycajaca, a jednoczesnie odrazajaca.
Nie sposob jest zignorowac ta druga strone...
Matka karmiace mlode. Zdjecie zrobione w Banjarmasin na wyspie makakow.
Na malej powierzchni zyje 600 osobnikow tego gatunku.
Sa rozpuszczone przez ludzi, czesto agresywne,
jesli nie ma sie dla nich jedzenia.
Ogladanie ich w takich warunkach jest dalekie od przyjemnosci.
To byl moj pierwszy tak bliski kontakt z Makakami jawajskimi Long tailed macaques (Macaca fascicularis).
Spedzilam z nimi moze godzine, ale udalo mi sie zauwazyc
podobienstwa w zachowaniu do tych, ktore obserwowalam
u Makakow czubatych.
Uswiadomilam sobie tez, ze prowadzic obserwacje tego gatunku
makakow bedzie, z wielu powodow, znacznie trudniej...
Niby powinny byc jakies zasady, ale nikt o nich nie informuje, wiec trudno oczekiwac, ze ludzie beda zachowywac sie w stosunku
do zwierzat tak jak powinni. Panowie pobierajacy oplate przy
wejsciu nie dbaja o nic wiecej,
jak tylko otrzymanie naleznosci za wstep.
Na moje pytania nie potrafili nawet odpowiedziec,
nikt nie wykorzystuje tego miejsca do celow edukacyjnych,
sluzy wylacznie jako rozrywka,
kazdy moze nakarmic i dotknac malpe.
Szkoda, bo najwazniejsze to uswiadomic
lokalna ludnosc, zeby docenila co ma.
Tu ciekawostaka cennik ksztaltuje sie nastepujaco:
local: 5.000 Rp, turist (czytaj bule): 25.000 Rp,
to sie nazywa traktowac wszystkich jednakowo co?
Na przeciwko 'Borneo Home Stay', nie udalo przekonac sie wlascicieli, zeby oddali malpe we wlasciwe rece,
pomimo tego, ze nie potrafili uzasadnic
potrzeby trzymania jej na lancuchu kolo domu.
'Borneo Home Stay', tani, w miare czysty i z mozliwoscia negocjacji ceny. Wszystko zalezy od umiejetnosci targowania sie.
Mnie udalo sie calkiem niezle ;).
Przy dluzszych pobytach mozna sporo zaoszczedzic,
ale kto chcialby dluzej zostac w Banjarmasin, jesli nie musi?
Srednio co 100 m po jednej lub po drugiej strony ulicy wznosza sie barwne, okazale meczety.
Sa ich tu dziesiatki, jesli nie setki.
Banjarmasin i okolice to region w 90% zmaieszkaly przez muzulman.
Martapura. Tu dojechalismy motorem, po drodze mijajac Banjarbaru. Po przebyciu kolejnych kilometrow przesiedlismy sie z niego
na publiczny transport. Dalsza droge odbylismy minibusami
i samochodami. Cel podrozy - Loksado.
Targ w Martapura, wyjatkowo barwny i o dziwo przyjemniejszy, niz chocby ten w Bogor.
Imponujacy meczet w Martapura. Z miejsca w ktorym wykonalam zdjecie ruszylismy
w dalsza podroz minibusem do Kantangan. Po drodze mijalismy
urokliwe wioski, jak chocby Sungkai i Rantau.
Moglabym w ktorejs z nich zamieszkac, tak mi przypadly do gustu.
Po 3 godzinach jazdy dotarlismy do Kantangan,
gdzie musielismy znalezc transport do Loksado...
A oto i on. Poniewaz do i z Loksado nie ma regularnego, publicznego transportu.
Jedyna mozliwoscia, zeby sie tam dostac, to znalezienie kogos,
kto przyjechal z Loksado do Kantangan na zakupy.
Nie pisany rozklad jazdy tych samochodow to odjazd
o godzinie 6.00 z Loksado, bo to jest najlepsza pora
by dojechac na targ,oraz o godzinie 15.00/16.00 do Loksado,
bo o tej porze zwykle konczy sie robic zakupy.
Podroz do Loksado trwa od 1,5 do 2 godzin,
w zaleznosci od tego, jak bardzo spieszy sie kierowca.
Zdjecie zamiescilam celowo - prosze przyjrzec sie kierowcy,
Nie dajcie sie zwiesc, nie jest to niski mezczyzna, a 12 letni chlopiec!
Dopoki nie wyruszylismy, nie wierzylam, ze to on bedzie prowadzic,
bylam pewna, ze lada chwila zjawi sie jego ojciec.
Nigdy sie jednak nie zjawil, a chlopak dowiozl nas na miejsce
bez zadnych problemow.
Dzieci tutaj szybciej dojrzewaja, szybciej tez zaczynaja pracowac.
Kazdy kto narzeka, ze ma zle, powinien przyjechac tu, zobaczyc
i przekonac sie jak bardzo sie myli. Co zaskakuje,
dzieci tu, mimo wielu obowiazkow sa niesamowicie pogodne i wesole.
No i zaradne, bardziej niz nie jeden z nas!
Loksado. Widok od strony hotelu, ktory wedlug przewodnika Lonley Planet z 2007 roku, powinien byc tani i kosztowac 30.000 Rp.
Tego hotelu juz od ponad 3 lat nie ma!
Za to jest inny, nowy i drogi - cena za nocleg 181.500 Rp,
nie do negocjacji, nawet jesli hotel stoi pusty.
Na zdjeciu po prawej drewniany 'home stay', nowy, czysty i przytulny.
Cena 125.000 Rp za pokoj, ale wlasciciele znajda przewodnika,
zorganizuja rafting i transport jesli potrzebujesz.
Ponadto mozna sie targowac i uzyskac lepsza cene.
W Loksado jest mnostwo wodospadow, wiele gor do zdobycia i kilometrow tras trekingowych do przemierzenia,
a kazda prowadzi w piekne miejsca.
Jeden dzien to stanowczo za malo, nalezloby zostac tu przynajmniej tydzien...
Air Terjun Haratai, jeden z wielu wodospadow w tej okolicy.
A to z kolei jedna z wielu odosobnionych wiosek polozonych na trasie, ktora obralismy by dojsc do wodospadu. Rafting :). Zanim jeszcze zaczelo padac i zalewalo nas tylko od dolu...
Polecam, fajna sprawa, jak ktos ma wiecej czasu,
moze zaczac przygode od budowania tratwy.
A jak sie ma wiecej czasu i gotowki splywac mozna przez caly dzien,
az do Kantangan, przy czym wrazenia mocno ekstramalne podobno,
nie wiem, nie sprawdzilam niestety.
Ten widok dopelnil moj dzien, choc byla dopiero 13.00! Prawdziwie dzikie makaki! Ten samiec wyraznie byl nami zaiteresowany,
podczas gdy reszta grupy raczej niesmiala i nieufna.
Po ponad dwu godzinnym splywie w dol rzeki bambusowa tratwa, osuszam sie w palacych promieniach slonca.
Gdzies w drodze miedzy Martapura a Banjarmasin. Takimi widokami cieszylam oczy, z pozycji pasazera.
Podroz motocyklem daje nie tylko nisamowita frajde,
ale pozwala zobaczyc wiecej, niz chocby z okna samochodu czy autobusu.
A to, ze troche wytrzesie i po kilku godzinach jazdy
dretwieja nie tylko konczyny ale i posladki to nic :)!
Do Banjarmasin dotarlismy wieczorem, wybralismy sie na spacer w poszukiwaniu miejsca, gdzie mozna by zjesc kolacje. Miasto po zmroku nie wydawalo sie byc przyjazne, sprawialo wrecz wrazenie niebezpiecznego. Poza tym spacer wieczorowa pora byl jeszcze mniej przyjemny, niz za dnia. Nastepnego ranka, skoro swit, znow wsiedlismy na motor, upchnelismy na nim moje rzeczy, zapielismy kaski i ruszylismy w droge powrotna do Palangarayi.
Jak zapewne zauwazyliscie pisalam tu wszedzie w liczbie mnogiej 'my'. Znaczy to, ze mialam towarzystwo, ktos w koncu musial prowadzic ten motocykl, czyz nie? W mojej podrozy towarzyszyl mi moj bardzo dobry indonezyjski kolega, istnieje wiele powodow dlaczego nie publikuje wspolnych zdjec i nie wymianiam jego imienia, a ma to zwiazek z jego praca i tutejszymi obyczajami, a kto wie moze i z moim powrotem na Kalimantan?