Jest to jeden z dwoch wulkanow w Berastagi. Pierwszy – Sibayak, zdobylam sama, pol roku temu, gdy oczekiwalam na pozwolenia z Jakarty. Drugi, obiecalismy sobie z Cedrickiem, zdobyc wspolnie w blizej nie okreslonym terminie. No i nadszedl wreszcie ten dzien, gdy wrocilismy do miasteczka wlasnie w tym celu. Poza wspinaczka tradycyjnie zajadalismy sie owocami, zwlaszcza moimi ulubionymi mangis i marakuja, oraz roti cane keju, tj. smazonym chlebem z serem na slodko. Mmmm..., lubie Berastagi :).
Na marginesie uwaga. Jesli ktos z czytajacych bedzie kiedys w tym miejscu z zamiarem zdobycia Sinabung, z czystym sumieniem stwierdzam – przewodnik jest zbedny! Fakt, ze wspinaczka jest stroma, czesto sliska i osuwista, ale przy odrobinie uwagi i ostroznosci czlowiek jest bezpieczny. A te wszystkie opowiesci o zaginionych i umarlych mozna miedzy bajki wlozyc.
Na marginesie uwaga. Jesli ktos z czytajacych bedzie kiedys w tym miejscu z zamiarem zdobycia Sinabung, z czystym sumieniem stwierdzam – przewodnik jest zbedny! Fakt, ze wspinaczka jest stroma, czesto sliska i osuwista, ale przy odrobinie uwagi i ostroznosci czlowiek jest bezpieczny. A te wszystkie opowiesci o zaginionych i umarlych mozna miedzy bajki wlozyc.
Wygasly wulkan Sinabung 2460m npm.
Widok z drogi na szczyt,
szczesliwie zrobilam zdjecia w drodze do krateru, a nie w drodze powrotnej,
a to dlatego, ze sie pozniej zamglilo, zachmurzylo i rozpadalo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz