środa, 28 kwietnia 2010

odwiedziny Nicole

Wieczor u Nana's. Od lewej: Nicole, ja, Emma i Cedric.


Najwieksza z pijawek, jakie dotychczas do mnie przywarly.
Po tym jak sie posilila, pelna mojej krwi.


Tuz przed splywem rzeka Alas.
Fot. by Nicole

W poniedzialek wieczorem do Ketambe przyjechala Nicole, ktora poznalam i z ktora pracowalam w Tangkoko, na Sulawesii. To pierwszy raz jak mnie ktos tu odwiedzil. Ku wlasnemu zdziwieniu, poczatkowo (!), nie bylam nadmiernie podekscytowana. Zdaje mi sie, ze tylko i wylacznie dlatego, ze nie do konca wierzylam, ze sie znow spotkamy. Nicole przyjechala idealnie w czasie, gdy wypadaly moje dni wolne. We wtorek rano spakowalam rzeczy i z Emma przeplynelysmy do wioski. Skierowalysmy swe kroki do Pak Johana, u ktorego Nicole sie zatrzymala. Po powitaniu i ponad godzinnej wymianie nowinek postanowilysmy wybrac sie do lasu, w kierunku goracych zrodel. W polowie drogi spotkalysmy Pak Johana z turysta – Johan jest przewodnikiem, czesto organizuje dla swoich gosci kilkudniowy trekking po dzungli. Poniewaz spotkalismy sie w porze lunchu, ugoszczono nas posilkiem i goraca kawa. W lesie spedzilysmy calutki dzien, natknelysmy sie po drodze na makaki i lutungi. Nicole byla zachwycona. Troche po zmroku dotarlysmy do wioski. Poniewaz bylo juz ciemno postanwilysmy zamiast tradycyjnego mandi (indonezyjska wersja prysznica, zbiornik z woda i wiaderko do polewania sie nia), wybralysmy sie nad rzeke. Zlamalysmy wszelkie zasady i zamiast calkowicie urbane plywalysmy, a raczej moczylysmy sie w wodzie nieodziane. Niby nic takiego, gdyby nie fakt, ze jestesmy w Indonezji, a w dodatku w tak rygorystycznym Aceh. W czworke z Emma i Cédrickiem zjedlismy kolacje i spedzilismy bardzo wesoly wieczor.


Nastepnego dnia rano zdecydowalismy sie na water tubing, czyli splyw z pradem rzeki na olbrzymich oponach. W trzeci dzien pobytu Nicole odwiedzila nasza stacje i wybrala sie ze mna na krotki spacer do lasu zobaczyc moje makaki. Popoludnie spedzila rowniez w lesie z Pak Johanem, ktory znalazl dla niej 8 orangutanow. Bardzo zadowolona nastepnego ranka udala sie na dalszy podboj Sumatry. Bardzo sie ciesze, ze moglysmy sie znow zobaczyc. Swietna sprawa miec gosci w takim miejscu. Takze, wszystkich chetnych zapraszam w odwiedziny :)!

kilka moich uluionych zdjec

Thomas leaf monkey




Samy w towarzystwie lutunga


Nietoperz mieszkajacy pod domem Adama.




Zatrzesla sie ziemia

W srode 6 kwietnia, mialam wolne. Postanowilam zostac w obozie i odpoczac, rezygnujac z cotygodniowej wyprawy do Kutacane. Zaplanowalam caly dzien, uwzgledniajac takze dluzszy niz zwykle sen. Niestety najpierw przez pol nocy szczur grasowal po moim pokoju, uparcie szukajac czegos do zjedzenia. Buszowal tak kilka godzin, sprawdzajac wielokrotnie wszystkie szeleszczace torby, skutecznie nie dajac mi zasnac. W chwile po tym, jak nieproszony gosc wyniosl sie, prawdopodobnie udajac sie w kierunku pokoju Emmy, zamknelam ponownie oczy. Nie na dlugo. Z jeszcze nie pelnego snu wyrwal mnie halas i wstrzasy. W pierwszej kolejnosci przeklelam makaki, ktore zwykle budza mnie w dni wolne, skaczac po dachu. Ktoregos dnia pewnie zwala mi go na glowe. Druga mysl przyszla po niecalej minucie. Dlaczego malpy nie spia juz skoro jeszcze na nie za wczesne oraz jak to mozliwe ze moje lozko sie kolysze.

Uslyszalam glosy chlopakow z sasiedniego domu, trzaskajace drzwi i krzyki dziewczat. Czyzby trzesienie ziemi? Gdy do wpol zaspanego umyslu dotarla ta informacja zaczelam powoli zwlekac sie z lozka. Po 2 minutach wstrzasy ustaly. Wyszlam na zewnatrz sprawdzic co sie dzieje. Rudi ze strachem w oczach potwierdzil moje podejrzenia. W taki sposob doswiadczylam mojego pierwszego trzesienia ziemi. Wstrzasy, ktore odczulismy nie byly silne, nie dokonaly zniszczen. Pospadaly jedynie rzeczy z polek i pobudka w tym dniu byla nieco wczesniej bo ok 5.00 nad ranem. Niemniej w obozie, wsrod indonezyjczykow, zapanowala chwilowa panika. Mysle, ze po trzesieniu ziemi z 2004 roku oraz tsunami, ktore po nim nastapilo, ktore to zabily 230.000 osob, a ktorych skutki wciaz jeszcze mozna ogladac w wielu miejscach, nawet niewielkie wstrzasy przywodza u tych ludzi wspomnienie tamtych wydarzen.

Oto informacja z kraju na ten temat:

‘ŚRODA 7 KWIETNIA 2010 07:42

OGŁOSZONO ALARM PRZED TSUNAMI

Groźne trzęsienie ziemi na Sumatrze. Indonezyjską wyspę Sumatrę dotknęło trzęsienie ziemi o sile 7, 8 st. Wkrótce potem nastąpiły trzy wstrząsy wtórne. Na szczęście najpierw ogłoszone ostrzeżenie przed tsunami można było wkrótce potem odwołać. Wstrząsy wtórne były odczuwane u wybrzeży prowincji Aceh, na północy Sumatry. Według gubernatora prowincji Aceh Irwandiego Yusufa, jak dotąd nie ma informacji o ofiarach, a wiele osób, które wcześniej uciekły w stronę wyżej położonych terenów, wraca już do domów. Epicentrum wstrząsu znajdowało się 205 km na północny - wschód od miasta Sibolga na północnej Sumatrze. Na wyspie - kurorcie Simeulue, koło północno-zachodniego wybrzeża Sumatry nastąpiła przerwa w dostawie prądu i wybuchła panika.’

Informacja ta pochodzi ze strony http://dziennik.pl/swiat/article581430/Grozne_trzesienie_ziemi_na_Sumatrze

Pierwszy tydzien kwietnia

Z imprezy pozegnalnej Daniego.
Od lewej: Cedric, Ajat, Dani, Bhalias, Rudi, Salim, Rahma i ja.

Ten moze nie jest imponujacych rozmiarow,
znalezlismy go, gdy akurat spozywal.


Pierwszy z zaleglych, nie opisanych, tygodni, byl dla mnie zupelnie inny niz poprzednie. Dani juz ze mna nie pracuje. Impreze pozegnalna wyprawilismy w ostatnim dniu marca. Ajat wiaz dochodzi do siebie po wypadku i nie zdolny jest jeszcze do pracy. W zwiazku z czym zostalam ja i nowy asystent, ktrego przyszlo mi uczyc. Z dnia na dzien z ucznia zostalam nauczycielem. Ta zamiana dobrze mi zrobila. Co prawda mam wiecej pracy, ale przez to sama szybciej sie ucze i utrwalam nie tak dawno zdobyta wiedze. Przy okazji podszkalam sie w jezyku, gdyz Salim nie zna angielskiego. Nadmiar obowiazkow okazal sie mobilizujacy i satysfakcjonujacy. Niemniej licze na to, ze Ajat wkrotce wydobrzeje i wroci do lasu.

Nie tak dawno wyrazilam opinie, ze w tutejszych lasach prawie nie ma wezy. Niedlugo po tym, niemal nadepnelam na jednego. Jak co dzien, jeszcze przed wschodem slonca, zmierzalam do drzewa, na ktorym spia moje makaki. Gdy z zamyslenia wyrwal mnie niespodziewany ruch tuz przede mna. Jakims sposobem, w ostatniej chwili postawilam stope miedzy, zamiast na, zwiniete cialo gada. Gdy zorientowalam sie ze to waz, instynktownie odsunelam sie nieco, Cédric zrobil to samo. Lezacy przed nami, na srodku transektu waz wygladal imponujaco. Ja, oczywiscie, jak we wszystkich najciekawszych momentach, nie mialam ze soba aparatu. Przez chwile wahalismy sie co robic, biec do obozu po aparat, czy odpuscic sobie uwiecznienie takiego okazu. Gdy podjelismy decyzje, ze ja wracam, a Cédric zostaje go pilnowac, i zrobilam pierwszy krok, ten imponujaych rozmiarow waza gwaltownie sie ruszyl i ignorujac nas zupelnie, w mgnieniu oka, zaszyl sie w gestych zroslach nad brzegiem rzeki. Troche zawiedzeni ruszylismy przed siebie. Niecale 50 m dalej, spod nog znow uciekl mi sporych rozmiarow waz. Najwyrazniej albo nie ma ich wcale, albo pojawiaja sie grupowo. Ten byl na tyle szybki, ze nie zdazylismy mu sie przyjrzec. Nastepnego dnia w wiosce opisalam Pak Johanowi, jak wygladal ten, ktorego obejrzelismy dokladnie. To o uslyszalam, ze mnie zaskozylo, to malo powiedziane. Otoz, zupelnie o tym nie wiedzac, mialam okazje spotkac sie z kobra krolewska! Pomijajac fakt, ze jest ona absolutnie niebezpieczna, to jest tez piekna i nie czesto mozna sie na nia natknac. A ja oczywisie nie mialam aparatu... Nigdy sobie tego nie wybacze...


No tak, ow tydzien to przeciez takze Swieta Wielkanocne. Gdyby nie rodzice, przegapilabym je zupelnie. Nie swietowalismy tu w zaden szczegolny sposob. Czesciowo dlatego, ze znajdujemy sie w wybitnie muzulmanskiej prowincji na Sumatrze, a czesciowo dlatego, ze zupelnie nie czulismy ku temu atmosfery. Dopelnilismy za to z Cédriciem po jednej z tradycji z obu krajow. W poniedzialek wieczorem Cédric pochowal slodycze wokol mojego domu i po godzinie 22.00, z latarka w reku szukalam ich, by zdazyc przed szczurami, ktore z pewnosia do rana zjadlyby wszystkie (we Francji chowa sie slodycze w ogrodzi, gdzie nastepnie szukaja ich dzieci). Za to we wtorek ja zafundowalam mu smingus dyngus. Ponadto na lunch w poniedzialek mielismy jajka, takze zupelnie niechetnie i wbrew wlasnej woli zjadlam i jajko. Musze tu wyjanic skad ta niechec. Otoz jako, ze nie jadam miesa, podobnie jak Emma, to nasze menu nie jest specjalnie urozmaicone i przez dlugi czas jajka ladowaly na naszych talerzach w porze sniadania, lunchu i kolacji, czesto trzykrotnie w tym samym dniu. Po trzech tygodniach takiego odzywiania, zdecydowalysmy sie na rozmowe z managerem obozu, ktoremu zadalysmy pytanie: 'czy mozliwe jest, abysmy czesciej niz jajka, jadly np. tempe (soja)?' O dziwo tym prostym pytaniem zmienilysmy calkowicie nasz jadlospis. Od tej pory, nawet gdy wszyscy pozostali jedza jaja, my mamy cos specjalnego! Niemniej akurat w wielkanocny poniedzialek jajka przypadly i nam. Na ile byl to celowy zabieg, a na ile zbieg okolicznosci pojecia nie mam. I choc od czasu do czasu mozna jedno zjesc, to wierzcie badz nie, wytworzyl sie we mnie wewnetrzny opor i na jajka nawet spogladam z niechecia, nie wspomne o ich spozywaniu. Tak czy inaczej pisze o tym, gdyz chce sie troche wylumaczyc dlaczego przemilczalam temat w odpowiednim czasie i nie rozeslalam swiatecznych zyczen.

Czas motyli



in copula


Jakis miesiac temu, w lesie, pojawlo sie mnostwo motyli. Sa absolutnie wszedzie, wiecznie w ruchu, przystaja od czasu do czasu tylko na moment, by za chwile znow wzbic sie w powietrze. Ich liczba i roznorodnosc przekracza wszelkie wyobrazenia. Ponadto z kazdym dniem kwitnie i owocuje wiecej roslin. Ta nagla eksplozja barw z kazdym dniem przybiera na sile i czyni las jeszcze piekniejszym.


Zyje z dnia na dzien, przynajmniej piec dni w tygodniu spedzajac w lesie z makakami. Kazdy dzien wydaje sie byc podobny do poprzedniego, bedac jednoczesnie zupelnie innym. Niby wiem, gdzie jestem i co tu robie, a mimo to, od czasu do czasu dociera do mnie, ze to wszystko dzieje sie na prawde. Czasem ta mysl atakuje w lesie, ale najczesciej, gdy wsiadam na motor i wyruszam w trase z Ketambe do Kutacane. Chociaz znam te droge i towarzyszace jej widoki niemal na pamiec, za kazym razem zachwycaja mnie bardziej. Trudno opisac ta radosc, ktora mnie wypelnia, gdy po raz kolejny dociera do mnie, ze to jest moja obecna rzeczywistosc. To jak spelnienie marzen, wiecie tych olbrzymich, ktorych spelnienia sie nie oczekuje, bo to zwyczajnie byloby za wiele :).

środa, 21 kwietnia 2010

powracam

Witam wszystkich ponownie i obwieszczam, ze powracam na bloga. Od czasu, gdy ostatnio pisalam, sporo sie wydarzylo, wiec postaram sie nadrobic zaleglosci i zdac krotka relacje z tego, co sie dzialo przez minione 3 tygodnie. Powodem mojej nieobecnosci byl glownie brak sprawnego komputera. Moj wysluzony staruszek odmowil ostatecznie wspolpracy. W zwiazku z powyzszym, moje dni wolne, tym razem, musialam zuzyc na podroz do i z Medan, Przyjechalam wczoraj nad ranem tylko po to by zakupic komputer i dzis wracam, by jutro stawic sie w pracy. Ale plan zostal wykonany. Pisze wlasnie z mojego nowego, malutkiego i, o zgrozo, rozowego (!) notebooka. Kupilam to cudo, gdyz bateria pozwala na 8,5 godziny pracy, a jako, ze w obozie prad mamy tylko przez 3 godziny dziennie byl to najlepszy wybor. Co do koloru nie pozostawiono mi wyboru. W calym Medan byl tylko ten jeden... Dziewczeta w sklepie bardzo byly zdziwione, ze nie wyrazilam entuzjazmu, gdy poinformowaly mnie, ze maja to czego szukam 'warna pink', zgaduje, ze nie zdarzylo im sie wczesniej, zeby ktos kupowal komputer z takim niezadowoleniem :). Moj wybor ograniczyl sie tu do: miec narzedzie pracy lub nie. No to mam, rozowe :). Zaczynam wiec nadrabiac zaleglosci. Wszystkich zagladajacych tutaj przepraszam, za brak wiesci i obiecuje poprawe.

Przy okazji, jako, ze mamy 21 kwietnia, a sa to, tak sie sklada, urodziny mojej mamy, chce jej tutaj zlozyc najserdecznejsze zyczenia.

Wszystkiego najlepszego!!! Samych powodow do radosci i spelnienia marzen!!!
Moc buziakow i usciskow oraz gorace pozdrowienia z Sumatry.