czwartek, 12 listopada 2009

Czesc Teamu Macaca nigra Project,
tu obserwujemy Iwana i Jula reperujacych dach,
zrujnowany nieco wczesniej przez Daphne :)
Od lewej Yandhi, Maria, Daphne, Deidy, Ginting (Andri) i ja.

Poniedzialek: Lab work, czyli dzien w obozie spedzony na czytaniu artykulow i wyszukiwaniu informacji na temat makakow, ale tych ktorymi zajmowac sie bede na Sumatrze - Macaca fascicularis. Uznalam, ze czas najwyzszy zaczac poszerzac wiedze, zeby miec przynajmniej teoretyczne podstawy, zanim przystapie do dzialania. Wszystko dlatego, ze Sumatra wydaje sie byc coraz bardziej realna! Moje pozwolenia podobno sa juz procedowane i wszystko wskazuje na to, ze z poczatkiem grudnia, czyli pewnie w polowie miesiaca, bede juz na Sumatrze, a kto wie moze nawet w Aceh w stacji badawczej Ketambe. Ale to wszystko jest jeszcze na etapie: 'byc moze...'
W kazdym razie, przygotowac sie nie zaszkodzi.

Wtorek: Powrot do lasu po przedluzonym weekendzie. Tym razem z Julianem i Andrim towarzyszylismy grupie PB. Byl to dla mnie rowniez pierwszy dzien zbierania danych behawioralnych na formularzach, na ktorych bede pracowac w Aceh oraz, co za tym idzie, pierwsze obserwacje samcow. Do tej pory zajmowalam sie samicami i mlodymi. Dzieki temu, ze zaczelam juz teraz, widze, ze musze sie sporo nauczyc. Na nauczyciela wybralam sobie Juliana, bo wyglada mi na niesamowicie cierpliwa osobe, no i ma olbrzymie doswiadzczenie. Pozniej, w rozmowie, wyszlo, ze trenowal tu kazdego, wiec mialam nosa, zeby sie do niego zwrocic. Poza tym faktycznie ma anielska cierpliwosc. Lazilam za nim caly dzien zadajac setki pytan, a on ani razu slowem nie pisnal, ze ma juz dosc. A mial, musial miec, mnie by na pewno szlag trafil... Pewnie dlatego nie zostalam nauczycielka ;).
Wieczorem pojechalismy w czworke do wioski (Dodi, Jul, Andri i ja) zlozyc zyczenia urodzinowe Iwanowi. Przy okazji udalo mi sie przekonac Andriego, ze to ja zawioze jego, a nie on mnie. Poczatkowo byl sceptyczny, trzeba to przyznac, ale sila argumentow i zdolnosci negocjacyjne pozwolily mi szybko go przekonac. W zamian za okazane zaufanie, w moje dotychczas zdobyte umiejetnosci, dowiozlam go calego na miejsce. No i nieskromnie powiem, ze jestem w tym coraz lepsza :).

Sroda: Dzien z Rambo Satu i znow z Julianem i Andrim. Niestety Julian zostal zawezwany do obozu w polowie dnia, wiec moim nauczycielem zostal Andri, ktory sam jeszcze nie ukonczyl szkolenia. Niemniej, na wiekszosc moich pytan znal odpowiedz, wiec nie moge narzekac. Jak skonczylam, to co zaplanowalam zrobic na ten dzien, postanowilam urwac sie wczesniej i wrocic do obozu. I co tam zastalam? Okazuje sie, ze Daphne, ktora naprawiala dach tego ranka miala maly wypadek. Fragment dachu na ktorym stala zapadl sie i ona biedna wpadla do srodka. Nie jej wina, budynek tary, dach stary, drewno oslabione i taki efekt. Na szc zescie nic sie jej nie stalo, a jak zobaczylam szkody, to nie moglam powstrzymac sie od smiechu. Zwlaszcza, biorac pod uwage, ze mamy obecnie pore deszczowa i dach jest raczej przydatny. Nastepna w kolejce do wspinaczki na dach i pomocy w naprawie bylam ja, chocby ze wzgledu na wage. Nie mialam nic przeciwko, lubie prace konstrukcyjno-naprawcze, wykazalam nawet entuzjazm, ale Christof stwierdzil, ze Cedric, nie bylby zachwycony wiedzac, ze jego asystent wspina sie na stary dach i ryzykuje zlamanie ktorejs z konczyn. Zostalam na ziemi...
Wieczorem kolejny raz wysiadl generator, poza tym mocno padalo i nie mamy zasiegu. Zwyczajnie odcielo nas od swiata. I wiecie co? Nie mam absolutnie nic przeciwko :).

Czwartek: Nieoczekiwanie jestem w Bitung i szaleje w internecie. Przy okazji zamarzam, bo wlasciciel kawiarenki usadzil mnie w klimatyzowanym pomieszczeniu. W koncu bule jestem, pomyslal pewnie, ze mi w Indonezji za goraco. Nie wiem jaka jest tu temperatura rzeczywista, ale ta odczuwalna oscyluje w granicach 15 stopni, masakra!
Przyjechalam z Julianem, bo ten mial isc do lekarza, a ja zabralam sie na pasazera. Lekarz dzis nie przyjmuje, wiec biedny bedzie musial powtorzyc wyprawe jutro. Przy okazji doswiadczylam, jak szybko mozna pokonac odcinek Batu Putih - Bitung, na motorze. To tez spowodowalo, ze moje przekonanie, jaki to ze mnie niezly kierowca nieco przybladlo :). Z drugiej strony, Jul ma niezly motor, od dawna go mecze, zeby dal mi poprowadzic, ale widac, ze nie chce tej swojej maszyny z rak wypuscic, a juz zupelnie niechetnie oddac ja w moje :). Ten motor to taka jego dziewczyna, na imie jej Cintia, jest piekna, czerwona, blyszczaca i droga. Sama nie jestem pewna, czy chce ryzykowac, sie zobaczy... To typowe, ze sie faceci tak do motoru przywiazuja? Aga ty masz doswiadczenie, jak to jest?

Poniewaz nie wiem, czy jutro bedziemy mieli prad i zasieg, juz dzis za posrednictwem bloga chce zlozyc najlepsze zyczenia imieninowe mojemu dziadkowi:

Wszystkiego, ale to wszystkiego najlepszego!!!
Oczywiscie goraco pozdrawiam!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz