niedziela, 20 września 2009

Idul Fitri

W domu u Gholiba.
Wysmienite jedzenie, niesamowicie goscinni i mili ludzie,
piekne krajobrazy, wszystko to czyni dzien idealnym.

Recznie wykonane koszyczki wypchane ryzem i tak gotowane.
Specjalnie z okazji Idul Fitri.

Idul Fitri to spotkania z rodzina, znajomymi, sasiadami.
Zapraszanie gosci do domu i udawanie sie w odwiedziny.
I wszedzie oczywiscie mnostwo,
specjalnie z tej okazji przygotowanego jedzenia.

Miesieczny post dobiegl konca. Ostatnie 3 dni ramadanu to Idul Fitri, wazne swieto dla wszystkich muzulman. Z tej okazji przygotowuje sie mnostwo specjalnych potraw, zaprasza gosci. Domy w trakcie Idul Fitri sa otwarte. Kazdy jest mile widziany i kazdy zostanie nakarmiony!
Gholib zaprosil mnie, zebym w niedziele przyjechala do jego wioski. Wybralysmy sie we dwie - ja z Karolina. Karolina studiuje bahasa indonesia na tutejszym uniwersytecie. Poznalysmy sie zaledwie kilka dni temu, zupelnie przypadkiem. Rzadko spotyka sie tu Polakow, zwlaszcza zatrzymujacych sie w Bogor na dluzej. Z Karolina od razu znalazlysmy wspolny jezyk, obie chcialybysmy zobaczyc jak najwiekszy kawalek Indonezji. Gdy zaproponowalam wypad za miasto w odwiedziny do Gholiba zgodzila sie bez wahania.
Rano wybralysmy sie za miasto. Pojechalysmy angkotem do Bubulak, gdzie z dworca odebral nas Gholib. Myslalam, ze w dalsza droge udamy sie nastepnym busikiem, ale okazalo sie, ze z racji swieta jezdzi ich mniej. Po krotkim wahaniu, i domyslam sie ocenie naszej wagi i gabarytow, Gholib zaproponowal, jako srodek transportu, swoj motor. Widocznie stwierdzil, ze sie zmiescimy. Nie przecenil nas i udalo sie, chociaz 3 osoby na motorze to niezly wyczyn. Zwlaszcza jesli doda sie do tego sposob jazdy obowiazujacy na tutejszych drogach (juz o tym kiedys pislalm). Nie wiem, czy bysmy sie zdecydowaly, wiedzac dokad jedziemy i ile czasu to zajmie. Podroz byla dluuuga i pelna wrazen. Przemykalismy miedzy samochodami i innymi motorami, niemal sie o nie ocierajac. Pomimo niewygody i ekstremalnych doznan, zadna z nas nie zrezygnowala z robienia zdjec w trakcie jazdy. Pamiatke przeciez trzeba miec! Oczywiscie cieszylsmy sie duzym zainteresowaniem. Bule (biali ludzie) zawsze zwracaja tu powszechna uwage, ale az dwie biale dziewczyny i to na jednym motorze, to dopiero byla sensacja. Myslalam, ze spowodujemy jakis wypadek.
Gdy dotarlismy na miejsce Gholib przedstawil nam swoja rodzine. Jak pozniej wyjasnil, nie jest sa to jego oryginalni rodzice, a tacy bardziej przyszywani. Gholib pochodzi ze wschodniej Jawy, a do Bogor przyjechal studiowac. Przez dlugi czas mieszkal w akademiku. Ktoregos dnia udal sie w poszukiwaniu miejsca, gdzie moglby wynajac kawalek przestrzeni i zbudowac krolikarnie. Tak trafil na swoj obecny dom. Gospodarz zgodzil sie, zeby Gholib hodowal u niego kroliki i nie chcial przy tym od niego pieniedzy. Z czasem Gholib dostal tez fragment ogrodu pod uprawe, az ktoregos dnia zaoferowano mu mieszkanie. Ma swoj pokoj, w ladnym przestronnym domu. Traktowany jest przez wszystklich jak czlonek rodziny, a jego przyszywana mala siostrzyczka uczy go lokalnego jezyka - sundajskiego. Przyznal sie nawet, ze jego nowa rodzina chcialaby te wiezi sformalizowac. Znaczy to, ze moglby poslubic corke siostry swojej "mamy". Jak sam mowi, jeszcze sie nie zdecydowal, bo widzial tylko zdjecie, a dziewczyny jeszcze nie poznal. Jak tak sluchalam jego opowiesci, to wierzyc mi sie nie chcialo. Obcy ludzie przygarniaja pod swoj dach 24letniego studenta i nie oczekuja nic w zamian. Trudno w to uwierzyc, dopoki sie tych ludzi nie pozna. Sa naprawde bardzo serdeczni i goscinni. Kilka razy proponowali mnie i Karolinie, zebysmy u nich przenocowaly, ze nie musimy wracac, ze to zaden problem i bedzie im bardzo milo. Pomimo, ze nie mowia wcale po angielsku, a my naprawde niewiele po indonezyjsku, to spedzilysmy bardzo mile chwile w ich domu, duzo sie smiejac i jedzac.
Po lunchu wybralismy sie na przechadzke po okolicy. Zrobilam setki zdjec i wciaz bylo mi malo. Gdzie sie nie odwrocilam, zawsze bylo cos wartego uwiecznienia. Siedzielismy w cieniu, na goracym kamieniu, posrodku rwacej rzeki, na zmiane rozmawijac, milczac, podziwiajac widoki i rozmyslajac. Jednym zdaniem: spedzilam fantastyczny dzien.
Do domu wracalysmy po zachodzie slonca. Gholib zorganizowal kolege z motorem i tym razem bardzo wygodnie pomknelismy znalezc nam powrotny busik. Po 1,5 godziny jazdy w angkocie, ktory wepelniala glosna, indonezyjska muzyka i psychodeliczne niebieskie swiatlo, dotarlysmy do Bogor.
To byl niesamowity dzien, pod koniec ktorego, zalowalam ze juz sie skonczyl. Wszystko zasluga Gholiba!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz