środa, 16 września 2009

Ramadan i ...


Jest ramadan. Wlasciwie dobiega juz konca. Ostatni tydzien ramadanu to swieto. Wszyscy maja wolne, podrozuja, spotykaja sie z rodzina i znajomymi. Z tej okazji przygotowuje sie rozne pysznosci. Nawet hotel, w ktorym zwykle korzystam z internetu, popijajac przy tym pyszne mrozone napoje, zostal juz przystrojony na te okazje. A dzis w holu pojawila sie czekoladowa makieta meczetu, wokol ktorej ustawionych jest mnostwo slodkosci, tradycyjnych przysmakow szykowanych wlasnie na ten ostatni tydzien ramadanu. Ze przysmakow, to moge powiedziec, gdyz wlasnie zakonczylam degustacje. Przemily manager hotelu zaprosil mnie do skosztowania wystawionych specjalow, omawiajac przy co jest co, juz nie pamietam polowy tych nazw :).

Przylecialam do Indonezji niecale 2 tygodnie temu, w samym srodku trwajacego postu. Nie ukrywam, ze ramadan juz mnie troche zmeczyl. Po pierwsze dlatego, ze w jego trakcie w miescie zaroilo sie od ludzi. Najgorsze pod wzgledem przeludnienia sa weekendy, liczbe osob w sklepach i na ulicach mozna smialo porownac do tlumow na wielkich koncertach. Nie sposob poruszac sie inaczej, niz z cala ta ludzka masa. Gdy w sobote weszlam do sklepu, zeby kupic butelke wody, wyszlam dopiero po ponad godzinie! Przez ten wieczny tlok poznawanie miasta jest znacznie utrudnione. Zwiedzanie obszarow poza granicami Bogor tez, w tym czasie, nie nalezy do latwych. Ze wzgledu na wieczny korek, dojazd w kazde miejsce bardzo rozciaga sie w czasie. Poza tym ceny sa wyzsze. Praktycznie wszystko skacze o 30% wzwyz, a zwlasza transport (bilety lotnicze, autobusowe, wynajecie samochodu z kierowca).
Fakt, ze od switu do zmierzchu nie powinno sie spozywac posilkow i napojow, jest dla mnie znacznie mniejszym utrudnieniem. Z wielu roznych powodow. Poza tym post obowiazuje muzulmanow i nikt tu nie oczekuje, ze turysci beda go przestrzegac. Oczywiscie, jako ze w Indonezji wiekszosc populacji to muzulmanie, to zrozumiale jest, ze w trakcie ramadanu trudniej o zakup jedzenia. Niemniej, mozna je kupic i spozyc, choc nie powinno sie tego robic publicznie. Nie dlatego, ze jest to zabronione, ot zwyczajnie, z uprzejmosci i poszanowania kultury i obyczajow panujacych w kraju, gdzie jest sie tylko gosciem!

Zblizajace sie tygodniowe swieto, powoduje, ze jestem rozdarta. Czesc mnie chce tu zostac, zeby zobaczyc, co bedzie sie dzialo. Druga czesc, chce jak najszybciej opuscic miasto i udac sie do dzungli. Decyzja, o tym, co zrobie, nie nalezy jednak do mnie. To gdzie bede w nadchodzacym tygodniu zalezy od wielu urzednikow, ktorzy zdecyduja, czy jutro otrzymam pozwoleniana, bez ktorych nie moge sie stad ruszyc, a takze od tego, czy beda miejsca w samolocie do Manado. Nic nie zalezy ode mnie i na nic nie mam wplywu. Tak to juz tutaj jest. Nie pozostaje nic innego, jak poczekac, co przyniesie nowy dzien.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz