czwartek, 29 października 2009

23 pazdziernika

Dzien wolny. Zasluzony odpoczynek, po kilku dniach wytezonej pracy. Wieczorem wybralismy sie do wioski, gdzie Jul znalazl nam rybaka, na jutro, kiedy to poplyniemy szukac delfinow. Przy okazji wzielismy czesciowo udzial w mszy, ktora akurat odbywala sie w centrum wioski. Musze przyznac, ze bardzo mi sie podobala, zupelnie inna niz u nas. Weselej, wiecej spiewania i widac, ze ludzie poza tym, ze sie modla to i dobrze przy tym bawia. Zakupilismy przy okazji butelke indonezyjskiej wodki, bardzo bardzo taniej, zaledwie 20% i jak sie pozniej okazalo, w smaku okropnej :). W naszej czesci obozu, jak tydzien temu, chlopcy rozpalili ognisko, Jul przyniosl gitare i tak spedzilismy kolejny mily wieczor, spiewajac indonezyjskie przeboje i jak zwykle rozmawiajac do pozna. Dodi musial wczesniej pojsc spac, bo jako jedyny pracowal nastepnego dnia. O 2.00 i my rozeszlismy sie spac, bo przeciez rano czekala nas wyprawa…

Pewnie z kilku ostatnich i nastepnych postow bedzie mozna odniesc  wrazenie, ze duzo tu pijemy. Jest to jednak wylacznie wrazenie :). Alkohol owszem pojawia sie, ale w ilosciach mocno umiarkowanych. Przy pracy po 13 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu, gdzie sprawnosc fizyczna i psychiczna sa niezbedne, a z lozka zwlec sie trzeba juz o 4.00 rano, nikt nie pozwala sobie na zbyt wiele. Specjalne okazje zdarzaja sie jedynie w weekend, kiedy mamy wolne nastepnego dnia. W przecietny pracujacy dzien o 21.00 wiekszosc z nas jest juz w lozkach. Chociaz domyslam sie, ze od teraz alkohol bedzie cieszyl sie coraz wieksza popularnoscia, bo wlasnie rozpoczela sie pora deszczowa, a nic tak dobrze nie rozgrzewa przemoczonego i zziebnietego organizmu jak lyk captikusu. Dodi juz zamowil w wiosce specjalna mieszanke tegoz trunku, z imbirem, cynamonem, gozdzikami i innymi przyprawami, jak mowi w celach profilaktycznych, co bysmy sie tak od razu nie pochorowali. Slusznie! Zawsze uwazalam, ze lepiej zapobiegac, niz leczyc :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz